Szukajcie, domyślajcie się kobiety, jeśli nie widać jasno przyczyny jakiejś sprawy. Powiedzenie może trochę oklepane, ale idealnie pasuje do aktualnej francuskiej kampanii wyborczej.
Ilekroć prezydent Emmanuel Macron spada w sondażach, pojawia się na okładkach kolorowych magazynów u boku żony Brigitte. I we Francji znów wszystko po staremu.
Gdy mężczyźni rządzą i rozmawiają o sprawach wielkiej polityki, kobiety podziwiają widoki i konkurują o miano najlepiej ubranej. Czy naprawdę musimy utrwalać ten stereotyp?
Odchodzący z rządu minister spraw wewnętrznych Gérard Collomb był jednym z pierwszych polityków, którzy postawili na Macrona w rywalizacji o prezydenturę.
Francuzi doceniają rolę, jaką dla siebie wyznaczyła – wspierającej, ale dyskretnie, niezależnej, niewchodzącej w kompetencje męża i będącej blisko ludzi.
Z jednej strony mamy radość i miłość prezydenckiej pary Francji. A z drugiej parę amerykańską i zupełnie inne uczucia.
Po trzech miesiącach od objęcia urzędu przez Emmanuela Macrona Brigitte Trogneux, jego wzbudzająca emocje piękna i sporo starsza żona, postanowiła doprecyzować swoją rolę u boku młodego prezydenta.
Beszta ministrów przed kamerami, a w parlamencie są sami nowicjusze, którzy popełniają błąd za błędem.
Pod petycją przeciw ustanawianiu statusu Pierwszej Damy Republiki w ciągu dwóch tygodni podpisało się ponad 220 tys. osób.
Cóż, prezydent USA nie jest przyzwyczajony do pań w swoim wieku.