Brytyjczycy nigdy nie czuli się blisko związani z Europą. Ale postawieni przed wyborem w referendum – bez względu na jego wynik – mentalnie jeszcze dalej od niej odpłynęli.
„Gdyby debatę dotyczącą Brexitu prowadzono z pomocą kotów, poziom dyskusji znacznie by się podniósł” – podnoszą internauci.
Referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w UE lub opuszczenia wspólnoty odbędzie się 23 czerwca.
We wszystkich referendach tylko ułamek europejskiego elektoratu decyduje w sprawach całej Europy. Rządzi mniejszość, rządzą populiści.
Jeszcze przed rokiem wyjście Brytyjczyków z Unii wydawało się mało prawdopodobne, dziś Brexit jest całkiem możliwy. W Polsce, do czasu zwycięstwa PiS, taki pomysł wydawał się skrajnie absurdalny. A teraz, krok po kroku, dokonuje się cichy mentalny i faktyczny Polexit. Z fatalnym skutkiem.
Grecja, Dania, teraz Holandia, niedługo Węgry i Wielka Brytania – przez Europę przetacza się festiwal referendów, które zagrażają demokracji.
Spór Borisa Johnsona i Davida Camerona o Unię Europejską to jednocześnie starcie ekscentryzmu i pragmatyzmu – dwóch cech, na których opiera się brytyjskość.
News rozdęty przez „The Sun”, tabloid medialnego lwa Ruperta Murdocha, pokazuje, że w walce przed czerwcowym referendum dozwolone będą wszelkie chwyty.
Brytyjski premier stąpa po kruchym lodzie. Musi przywieźć porozumienie, bo powrót z pustymi rękami przekreśla go jako lidera.
W czwartek rozpoczyna się szczyt przywódców UE. Czy uda się wypracować kompromis między brytyjskimi żądaniami reform a warunkiem niezmieniania unijnych traktatów, postawionym przez pozostałe kraje Unii?