Brytyjsko-irlandzkie negocjacje w sprawie brexitu przypominają komedię omyłek, w której żadna ze stron nie rozumie, z kim właściwie rozmawia.
Kraje UE byłyby gotowe odsunąć rozwód i wolą zwłokę dłuższą niż pierwotnie rozważane trzy miesiące. Ale najpierw chciałyby od Londynu jasnego motywu i planu. 2021 r. uchodzi w Brukseli, przynajmniej na razie, za wariant ekstremalny.
John Bercow jest prawdopodobnie najpotężniejszym spikerem Izby Gmin w historii. A już z pewnością – najdziwniejszym.
Theresa May trwa przy postulacie zmian w irlandzkim „bezpieczniku”, ale Bruksela wciąż nie porzuciła nadziei na ugodę. Pytanie, czy brytyjska premier zdecyduje się na wewnątrzpartyjną wojnę domową.
Opowiedzenie się po brytyjskiej stronie sporu o irlandzki „bezpiecznik” można by uznać za brawurową decyzję Warszawy, by przypodobać się Londynowi kosztem polskiej pozycji w Unii. Niestety, to tylko dyplomatyczna fuszerka.
Po odrzuceniu porozumienia o wyjściu z Unii brytyjski parlament przejmuje od rządu kontrolę nad brexitem. Czy to może oznaczać drugie referendum?
Niech ta brytyjska opera mydlana będzie przestrogą dla naszych suwerenistów, którzy zachwycali się nacjonalistycznymi szarżami torysów.
Premier Theresa May miała dziś pokazać swój nowy plan wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Nie usłyszeliśmy nic nowego, brytyjska premier gra na czas.
W unijnej debacie o brexicie przewija się jeden punkt widzenia: piłka jest po stronie Brytyjczyków.