Ogromne nadzieje, jakie Zachód pokładał w powrocie legendarnego lewicowego przywódcy do władzy, szybko ustępują miejsca frustracji. Brazylijski prezydent Luiz Inácio Lula da Silva znów symetryzuje w sprawie wojny z Rosją i niebezpiecznie zbliża się do reżimów autorytarnych.
Oba kraje przymierzały się do stworzenia wspólnej waluty w latach 80., miała się nazywać gaucho, na cześć pasterzy bydła z trawiastego pogranicza.
Prezydenci Brazylii i Argentyny chcą stworzyć sur, nową wspólną walutę, która zmniejszy zależność obu gospodarek od amerykańskiego dolara. Problem w tym, że w projekcie nie ma na razie nic poza ideą.
Próba puczu i zamach na brazylijską demokrację osłabiły zamachowców. Ale demokraci muszą mieć oczy naokoło głowy. Wystarczy jeden strzał.
Bolsonaryści w Brazylii skopiowali agresję trumpistów z USA – wdarli się do budynków najwyższych władz i je zdemolowali. Ostatnie podrygi przegranych czy początek ruchu, który zagraża demokracji?
Brazylia wciąż przeżywa śmierć Pelego – to pierwsze wrażenie. Przeżywa też na nowo życie swego króla, które należało nie tylko do świata sportu.
Tysiące zwolenników Jaira Bolsonaro próbowało w niedzielę przejąć kontrolę nad budynkami parlamentu, sądu najwyższego i administracji prezydenckiej. Bunt został na razie opanowany, ale przed Brazylią długie tygodnie niestabilności.
Dla starszych pokoleń był tym, kim później dla wielu był Maradona, a w ostatniej dekadzie Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo. Na podwórku każdy chciał być wtedy jak Pelé. Kiwać się jak on, strzelać gole jak on.
Przeżyła koszmary XX w. w Europie. Jej syn ledwo wymknął się koszmarom po drugiej stronie Atlantyku. Oboje poznali wygnanie. Doświadczenia dwóch światów spotkały się w jednej rodzinie.
Chciano mnie pogrzebać żywcem, ale oto jestem – powiedział po wyborczym zwycięstwie Lula da Silva, nowy-stary prezydent Brazylii.