Równo 15 lat temu ówczesny Związek Radziecki stanął na krawędzi wojny domowej. Wkrótce potem przestał istnieć. Oto relacja ważnego świadka, moskiewskiego korespondenta Radia Swoboda.
[dla koneserów]
Putin jest całkowitym przeciwieństwem Jelcyna. Nawet pod względem wyglądu zewnętrznego. Jelcyn – potężny, zwalisty, nieruchawy, ale z otwartą, szeroką rosyjską duszą. Putin – niewysoki, szczupły, energiczny i zamknięty w sobie. Nawet to, że Jelcyn grał w tenisa, grał źle, jego partnerzy rozmyślnie z nim przegrywali, ale grał, a Putin woli walkę bezpośredniego kontaktu, sambo, judo, wiele mówi o ich charakterach.
Władimirowi Putinowi nie chodzi o izolację Rosji ani o przeciwstawienie jej krajom zachodniej demokracji, lecz o mobilizację sił i rezerw na rzecz kolejnego etapu transformacji państwa i społeczeństwa. Nie ma lepszego sposobu na taką mobilizację niż wskazanie przeciwnika, choćby wyimaginowanego.
Oto paradoks: jeśli Borys Jelcyn nie znajdzie się na rosyjskim panteonie, to nie dlatego, że rozpędził parlament i przyzwolił na dwie wojny czeczeńskie, ale dlatego, że nie przejął pełni władzy i nie zaprowadził prawdziwie demokratycznych porządków, jak to zapowiadał na początku swej prezydentury.
Wszyscy przygotowywali hucznego sylwestra, ale tylko Borys Jelcyn naprawdę zadziwił świat: w przemówieniu telewizyjnym oświadczył, że odchodzi, by Rosja mogła wejść w nowe stulecie z nowymi ludźmi u władzy. Wszystkie swe uprawnienia, gabinet kremlowski i czarną skrzynkę z kodami rakiet atomowych Jelcyn przekazał swemu nominatowi na urząd prezydencki Władimirowi Putinowi. W zamian otrzymał gwarancje nietykalności dla siebie i swego najbliższego otoczenia.
Waldemar Milewicz. Korespondent TVP z wojny w Czeczenii
Borys Jelcyn nerwowo zareagował na krytykę rosyjskich poczynań w Czeczenii, złorzeczył Billowi Clintonowi, groził arsenałem atomowym i demonstracyjnie wyściskał się z chińskim prezydentem. Bill Clinton zamiast się obrazić, śmiał się do kamery, dając do zrozumienia, że Borys (jego przyjaciel) taki już jest. Tymczasem premier Władimir Putin i generałowie rosyjscy miażdżą Czeczenię, a prezydent Aleksander Łukaszenko, triumfalnie podpisuje zjednoczenie Białorusi z Rosją.
Na zagranicznych kontach setek spółek z kapitałem rosyjskim rozrzuconych po świecie lądują rezerwy walutowe Banku Centralnego Federacji Rosyjskiej, zagraniczna pomoc, kredyty Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Środki te pomogły w powstaniu wielkich fortun Bierezowskiego, Potanina, Chodorkowskiego i wielu innych rosyjskich oligarchów – za niebezinteresowną wiedzą najwyższych urzędników Federacji.
Każda zmiana w rosyjskim Białym Domu (siedzibie premiera Federacji Rosyjskiej) - osłabiając ośrodek rządowy i pogłębiając chaos decyzyjny - zmusza do pytania: kto rządzi Rosją? Wszyscy obsesyjnie wręcz koncentrują się na "klanie Jelcyna", "kuchennym gabinecie Kremla" czy też Familii. Nawet poważni politycy rosyjscy, pytani o szanse Władimira Putina, cynicznie odpowiadają, że w obecnej sytuacji Duma (parlament) na stanowisko szefa gabinetu zatwierdzi choćby i kangura z moskiewskiego zoo.