Największa partia opozycyjna nie potrafi wykorzystać nadarzającej się okazji do rozegrania koalicji rządzącej i udowodnienia, że jest poważną alternatywą wobec PiS.
W oczekiwaniu na nowego szefa klubu KO opinia publiczna wstrzymała oddech... aby nie ziewnąć. Tymczasem polityka szybko wraca do schematów z poprzedniej kadencji, które gwarantowały PiS dominację.
Przesuwające się wybory szefa klubu, umacniający się Schetyna, dystansujący się Tusk i niepewna przyszłość ruchu Trzaskowskiego. Wydłuża się lista zmartwień Borysa Budki.
W ramówce nowego politycznego sezonu znajdzie się kilka nowości – w tym inicjatywy Hołowni i Trzaskowskiego. Ale głównie będziemy oglądali dotychczasowe tasiemce: o bezpardonowej władzy i niezbornej opozycji. Sama tylko Platforma szykuje niezły sitcom.
W sprawie ustawy o podwyżkach pensji dla polityków wypowiedzieli się ważni działacze PO, wyborcy, obecni i byli sympatycy. Zabrakło tylko jednego istotnego głosu.
Borys Budka w weekend wsłuchiwał się w głos osób, które wyrażały negatywne opinie o podwyżkach dla polityków. Dobrze, że ich posłuchał. Szkoda, że sam na to nie wpadł.
Na razie wszystko wskazuje na to, że bomba ma opóźniony zapłon. A to, czy w ogóle wybuchnie, zależy od wyniku wyborów.
Gdyby dwa miesiące temu ktoś powiedział, że opozycja będzie chciała wybrać na marszałka Sejmu Jarosława Gowina, a PiS będzie łowił posłów Porozumienia, by przepchnąć korespondencyjne wybory prezydenckie – nikt by nie uwierzył.
Jeśli uratowanie wolnościowej demokracji jest istotne, to przełknięcie Gowina nie wydaje się dużą ceną, a raczej nadarzającą się niespodziewanie okazją.
Rozmowy Borysa Budki i Jarosława Gowina nie przyniosły konkluzji. Co teraz powinna zrobić opozycja? Postawić na kandydata najsilniejszego, mającego największe szanse pokonania Andrzeja Dudy. Czyli na lidera PSL.