Zgodnie z oczekiwaniami w wieczornym wystąpieniu telewizyjnym brytyjski premier zdecydował się stąpać ostrożnie. Kraj powoli wprowadzał ograniczenia i powoli będzie je znosić.
Zwycięzca koronawirusa premier Boris Johnson chciałby zostać nowym Churchillem. Ale coraz bliżej mu do Berlusconiego.
Boris Johnson jakby zapadł się pod ziemię. Woli się nie wychylać, bo przez jego bezczynność kraj nie radzi sobie teraz z zarazą. Nie okazują mu zrozumienia dziennikarze „Sunday Times”.
Boris Johnson jest pierwszym przywódcą na świecie, który wskutek zakażenia koronawirusem trafił na intensywną terapię. Wielka Brytania, kraj bez pisanej konstytucji, nie ma jasnych procedur na wypadek takich sytuacji.
Dla przywódców odchodzących od demokracji kluczowe jest przekonanie zwolenników, że wszystko jest albo będzie dobrze. Populistyczni przywódcy nie mogą sobie pozwolić na przyznanie, że coś idzie nie tak.
Rośnie liczba ofiar koronawirusa w Wielkiej Brytanii. Zakażony jest m.in. premier Boris Johnson i jeden z członków jego gabinetu.
Izba Reprezentantów przegłosowała wart ponad 2 bln dol. pakiet stymulacyjny dla amerykańskiej gospodarki. W polskim parlamencie przewidziane na godz. 21 głosowanie nad tarczą antykryzysową zostało przesunięte na godz. 23. Potrwa zapewne do wczesnych godzin porannych – do projektu ustawy zgłoszono ponad 250 poprawek.
Wielka Brytania porzuca (imperialną) dumę i (naukowe) uprzedzenia. Rusza do tłumienia pandemii w sposób systemowy.
Nawet gdy w poniedziałek premier Boris Johnson zaostrzył kurs i przedstawił nowe zalecenia rządu, które przewidują nakłanianie Brytyjczyków do pozostania w domach, w dalszym ciągu nie zamknięto szkół. Szwedzi również tego nie robią.
Rząd Johnsona chowa głowę w piasek, a to grozi katastrofą. Londyn, Manchester i Bristol mogą zmienić się w wylęgarnie wirusa, a Wielka Brytania – w małą kolonię chorych na dżumę.