Prezydenta Boliwii Evo Moralesa atakują biali separatyści, latyfundyści, a ostatnio nawet sami Indianie, którzy wynieśli go do władzy. Uważają, że stał się arogancki.
Hiszpańska ekipa udaje się do boliwijskiej miejscowości, by zrealizować przygodowe widowisko o wyprawie Krzysztofa Kolumba.
Nowym prezydentem Chile po raz pierwszy została kobieta, w sąsiedniej Boliwii Indianin Evo Morales – socjalista i populista, rzecznik rolników uprawiających kokę. W pierwszą podróż wybrał się do swojego idola Fidela Castro. To zły scenariusz dla Waszyngtonu.
Od 30 lat trwa wojna narkotykowa w boliwijskim Chapare. Plan opracowany w La Paz i Waszyngtonie przyniósł ograniczenie upraw koki. Kłopot w tym, że plantacji broni miejscowa ludność. Dla nich koka to nie narkotyk, ale pożywienie.
Mieli jak bracia walczyć o lepsze życie dla wszystkich. Razem grzebali przyjaciół. Doszli razem na samo dno piekła. A teraz jeden brat ma zabić drugiego.
Co roku dziesiątki tysięcy ludzi z północnego Chile, z sąsiedniej Boliwii, a nawet z Peru, w tym kilkaset zespołów tańca religijnego, pielgrzymują do niewielkiej wioski La Tirana, by tam tańczyć, tańczyć i jeszcze raz tańczyć ku chwale swojej patronki - Dziewicy z Carmen. Towarzyszy im drugie tyle handlarzy i turystów. Prawdziwe współistnienie dewocji i komercji, spontanicznej religijności i pogańskiej żądzy posiadania, modłów i zabawy. Tam "być" spotyka się z "mieć".