Opowieść o rewolucji pióra Artura Domosławskiego niesie uniwersalne przesłanie – przywraca nadzieję, że nie wszystko stracone, że inny świat jest nie tylko pożądany, ale i możliwy.
Boliwia jest już czwartym krajem w ciągu roku, który wyrzucił kubańskich lekarzy. To poważny cios dla jednego z najlepszych programów humanitarnych na świecie, który równocześnie podtrzymuje przy życiu komunistyczny reżim na wyspie.
Raport departamentu stanu USA nie pozostawia złudzeń. Rosyjskie kampanie dezinformacyjne dosięgły Ameryki Południowej, a fabryki trolli podgrzewały temperaturę ubiegłorocznych protestów.
Upadek prezydenta Boliwii Evo Moralesa to smutna lekcja dla dobrych przywódców, którzy za bardzo pokochali samych siebie.
Jeanine Añez, opozycyjna wiceprzewodnicząca boliwijskiego senatu, ogłosiła się we wtorek tymczasowym prezydentem kraju. Uznają ją jednak tylko siły przeciwne zbiegłemu z kraju Evo Moralesowi, a zwolennicy obu frakcji wciąż ścierają się na ulicach.
Mimo zwycięstwa w ostatnich wyborach Morales zrezygnował z roli głowy państwa. Zrobił to pod naporem armii i przez protesty społeczne. Ale boliwijska zmiana na szczycie jest zamachem stanu co najwyżej niepełnym.
Choć w ostatnich tygodniach partie szeroko rozumianej lewicy zdobyły lub obroniły władzę w wielu krajach regionu, błędem byłoby ogłaszanie kontynentalnego skrętu w lewo. Zwłaszcza że prawica wciąż trzyma się mocno.
Prezydent Evo Morales otwiera nowy rozdział ponad 130-letniego konfliktu. Stawką jest dostęp jego kraju do Oceanu Spokojnego i ogromny zysk dla gospodarki. Wyrok w sprawie ma zapaść 1 października.
Zamaskowanych pucybutów, w dużej części dzieci, jest tak dużo, że stali się symbolem La Paz. W przewodnikach uspokaja się turystów, by się ich nie bali.