Strategia balansowania między rywalizującymi potęgami była w XI w. skutecznie wdrażana przez Bolesława Chrobrego, który stopniowo zapewnił sobie status hegemona w północnej części Europy Środkowo-Wschodniej.
Znaczenie zjazdu gnieźnieńskiego najlepiej podkreśla to, że następna pokojowa wizyta szefa niemieckiego państwa nastąpiła 970(!) lat później, kiedy do Polski przyjechał kanclerz Willy Brandt.
Brak potomka oznaczał koniec dynastii, ale skłócone dzieci licznych żon też nie umacniały domu panującego. O czym przekonał się Chrobry.
Wspomnijmy z wdzięcznością biskupa Thietmara, wielkiego przeciwnika Polski wczesnopiastowskiej.
Przed tysiącem lat Bolesław Chrobry osadził na kijowskim tronie swojego zięcia Świętopełka Władymirowicza i przez kilka miesięcy kontrolował ruskie wielkie księstwo.
Czwarty ślub pierwszego króla Polski dowodził, że dla realizacji planów dynastycznych nie miały znaczenia nawet związki pokrewieństwa między małżonkami.
Czarny piar nie jest wynalazkiem dzisiejszym. Jednym z wielkich jego mistrzów był najbardziej znany polski kronikarz Jan Długosz. Ale paradoksalnie, właśnie jemu zawdzięczamy usystematyzowanie historii naszego narodu.
Jak rodziła się Polska i młodsza Europa.
Nie wiemy, jaka była pogoda w początkach marca 1000 r., nie jesteśmy w stanie opisać dokładnie jakości dróg wiodących znad Łaby do Gniezna, którymi sunął orszak dostojników prowadzony przez najwyższego władcę – cesarza rzymskiego Ottona III. Wiemy, że ziemie porośnięte w czterech piątych lasami zamieszkiwało około miliona osób. Cesarz przybywał zaś z Rzymu, stanowiącego bardzo odległe wspomnienie czasów swej antycznej świetności.