Walki bokserskie kobiet nie budziły większego zainteresowania do momentu pojawienia się w ringu córek supermistrzów – Muhammada Ali, Joe Fraziera i George’a Foremana. Nie doczekali się oni następców męskiego rodu, niemniej dochowali się bojowych dziewczyn, które w ćwierć wieku po pamiętnych pojedynkach swoich ojców mają kontynuować ich rywalizację i zarobić spore pieniądze.
Rodzima kulturystyka to swoisty fenomen – rodziła się niemalże w warunkach konspiracyjnych, przy niechęci dużej części społeczeństwa, ale w końcu przyszedł jej wielki czas. Złoty medal zdobyty przez Ewę Kryńską i Pawła Brzózkę podczas mistrzostw świata w kulturystyce kobiet i par mieszanych, jakie odbyły się w Warszawie w październiku, to kolejny wielki polski sukces w tej dziedzinie.
Na kilka dni przed walką Mike Tyson, pytany jak długo będzie trwała, oświadczył: „Tyle, ile potrzeba, aby kogoś zabić” i ostrzegał: „Ja nie żartuję, boks to poważna sprawa”. Na prowokacje „Bestii” Gołota odpowiadał dowcipami. Spokój i humor Gołoty przyjmowano jako dowód, że Polak nie daje się zastraszyć. 20 października w Palace of Auburn Hills Gołota stał się jednak kolejną ofiarą żelaznego Mike’a, choć inaczej niż wyobrażali to sobie polscy kibice. Może i lepiej, że stało się tak, jak się stało – dla nas i dla samego Gołoty.
W nocy z 20 na 21 października Gołota ma się zmierzyć z Tysonem. Prawa do telewizyjnej relacji z tego pojedynku posiadała do niedawna poznańska firma Banc-Boks Promotion, należąca do Zbigniewa B., zwanego Orzechem. To ciekawa postać. Właśnie odpowiada przed sądem w sprawie o dwa morderstwa.
Bokserski pojedynek, który 15 kwietnia stoczy w Hanowerze mistrz świata wagi półciężkiej organizacji WBO Dariusz Michalczewski z Graciano Rocchigianim, będzie czymś więcej niż tylko walką o duże pieniądze. „Tygrys” kontra „Rocky”! Menedżer Klaus-Peter Kohl i współorganizator gali, znany dobrze w Polsce właściciel firmy promocyjnej J. A. G. z Hanoweru Andrzej Grajewski zacierają ręce.
Po rewanżowej walce Lewis-Holyfield o mistrzostwo świata wszechwag i rozegranym w tydzień później pojedynku Gołota-Grant świat bokserski odetchnął z ulgą. Sukcesem nie było nawet to, że po latach został wreszcie wyłoniony niekwestionowany, uznany przez wszystkie trzy federacje champion - Lennox Lewis, a walka Gołoty z Grantem podobała się widzom. Należało się cieszyć, że na ringu nikt nikomu nie odgryzł ucha, nie uderzył w podbrzusze, nie doszło do bijatyki na widowni, a sędziowie nie sfałszowali werdyktu.
Walka między Evanderem Holyfieldem a pogromcą Andrzeja Gołoty - Lennoxem Lewisem, która miała przywrócić pięściarstwu blask i po raz pierwszy od sześciu lat wyłonić mistrza świata wszechwag wspólnego dla wszystkich trzech federacji - World Boxing Association, World Boxing Council i International Boxing Federation - zakończyła się werdyktem kwestionowanym przez wszystkich fachowców i budzącym podejrzenia, że popełniono gruby szwindel.
Im szybciej zbliżał się termin pierwszej w historii Polski walki zawodowych bokserów wagi ciężkiej (Andrzej Gołota z Timem Witherspoonem, wrocławska Hala Ludowa, 2 października 1998 r.), tym bardziej można było odnieść wrażenie, że Pan Bóg z jakiegoś powodu postanowił złożyć honor Polaków, a wraz z nami wszystkich białych ludzi, w ręce Andrzeja Gołoty.