Ujawniamy – bodaj po raz pierwszy w naszej prasie – jakie są największe kwoty podatku PIT zapłacone przez Polaków, a także jakie podatki od dochodów osobistych płacą ludzie uważani za najbogatszych w Polsce, m.in. Aleksander Gudzowaty, Ryszard Krauze czy Zygmunt Solorz. To ważny, niekiedy szokujący, materiał do dyskusji o reformie naszego systemu podatkowego. Ponieważ dane dotyczące podatków osobistych objęte są najściślejszą tajemnicą skarbową, przedstawiamy „ślepą”, czyli pozbawioną nazwisk, listę 100 największych podatników, zaś rozszyfrowujemy tylko te osoby, które same (dziękujemy za odwagę) zgodziły się na opublikowanie ich zeznań podatkowych. Czy mają Państwo wyobrażenie, jaki był największy rozliczony w ubiegłym roku podatek PIT? Otóż wyniósł on dokładnie 51 mln 348 tys. zł. I nie zapłacił go żaden biznesmen z którejkolwiek listy najbogatszych Polaków. Ci na ogół pity płacą małe lub wcale.
Polacy żeglują dziś po Mazurach i Bałtyku, ale też po Morzu Śródziemnym, u wybrzeży Florydy i wśród karaibskich wysp. W kąt poszły archaiczne Dezety, stare Omegi i godne niegdyś pożądania Ramblery. Teraz pływa się kabinowymi, bardzo przyzwoitymi jachtami, z których każdy kosztuje kilkadziesiąt, a bywa, że i kilkaset tysięcy złotych.
Dobre urodzenie, dobry dom – pojęcia wydawać by się mogło archaiczne. Jeszcze niedawno szlachetniejszy rodowód był nie tylko przedmiotem propagandowych drwin, ale i powodem zupełnie jawnej dyskryminacji, choćby chodziło tylko o tak zwaną inteligencję pracującą (osławione punkty za pochodzenie przy egzaminach na uczelnie). Jednak nawet takie zabiegi nie były w stanie zmienić natury rzeczy: w każdym społeczeństwie pojawia się jakaś elita, która w zdecydowanie większym stopniu niż reszta może zapewnić swemu potomstwu szczęśliwe dzieciństwo i świetlaną przyszłość. Tak jest i dzisiaj, choć kryteria dobrego urodzenia stale się zmieniają. Współcześni dobrze urodzeni wraz ze swoimi rodzicami budzą plotkarską ciekawość i sporo zawiści. Ale ludzie podpatrują ich też w poszukiwaniu wzorów i mód wychowawczych. W tych dniach staramy się w miarę własnych możliwości sprawić swoim dzieciom mikołajkową, a za chwilę świąteczną gwiazdkę z nieba. Jak to jest, kiedy rzeczywiście wszystko – nieomal i gwiazdka z nieba – jest w zasięgu możliwości?
Miarą sukcesu w sporcie oprócz zwycięstw, rekordów i medali coraz częściej są pieniądze. Magazyn „EuroBusiness” sklasyfikował właśnie sportowców Europy według uzyskanych w 2000 r. dochodów oraz stanu posiadanego majątku. Na liście nie ma Polaków.
Gdy Chiny jeszcze nie otrząsnęły się z szoku rewolucji kulturalnej i wciąż żyły w siermiężnej prostocie i biedzie, Deng Xiaoping rzucił hasło modernizacji kraju. Podczas jednej z licznych podróży inspekcyjnych po kraju zaapelował do Chińczyków: bogaćcie się (fu qilai), ponieważ „bieda to nie socjalizm, a tym bardziej nie komunizm”. Hasło padło na bardzo podatny grunt. Niemal znikąd zaczęły wyrastać fortuny.
Prestiżowy brytyjski miesięcznik „EuroBusiness” opublikował listę 100 najlepiej zarabiających europejskich gwiazd estrady, filmu i telewizji. Najlepiej mają się wykonawcy muzyki rozrywkowej, ci zwłaszcza, którzy swój talent sprzedają za Oceanem. W złotej setce nie ma nikogo z Polski, a region środkowej i wschodniej Europy reprezentują tylko Austriak Arnold Schwarzenegger, pochodząca ze wschodnich Niemiec tancerka i łyżwiarka Katarina Witt, czeska modelka Eva Herzigova, Ukrainka Milla Jovovich i zupełnie u nas nieznany rumuński gitarzysta Peter Maffay.
Dr Jan Kulczyk ma szczęśliwą rękę do interesów. W ciągu ostatnich dziesięciu lat stworzył potężne imperium, zapewniając sobie międzynarodową sławę, prestiż i tytuł najbogatszego Polaka. Dla jednych jest dowodem ogromnych możliwości polskiego prywatnego biznesu, dla drugich symbolem podejrzanych powiązań polityki i gospodarki. Na czym polega tajemnica sukcesu Jana Kulczyka?
Przepaść pomiędzy biedą a bogactwem pogłębia się coraz bardziej. W nadchodzących dziesięcioleciach, w dobie swobodnego przepływu pracy, informacji oraz kapitału, do podtrzymania rozwoju cywilizacyjnego w zupełności wystarczy jedna piąta populacji. Powstaje pytanie, co zrobić z resztą. Tak narodziło się określenie "społeczeństwo 20:80", które na dobre zagościło w publicystyce traktującej o przyszłości cywilizacji.
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Polska i Kostaryka to sam koniec peletonu krajów o wysokim HDI. Wskaźnik ten (Human Development Index, wskaźnik rozwoju społecznego) wymyślili ludzie z ONZ, których od dawna raziło, że wszelkie rankingi krajów układane są tylko według bogactwa wyrażonego w pieniądzu. A jak wyrazić inne kryteria? Jakość życia, zdrowie obywateli i ich wykształcenie?
Pod siwą peruką Adama Smitha, patrona liberalnej ekonomii, myśli o przyczynach bogactwa jednych narodów, a mizerii innych kłębiły się już ćwierć tysiąclecia temu. I chociaż dzisiaj nie nosi się peruk, za to posługuje się komputerami, laserami, sputnikami - zadziwiająco wiele jego myśli zachowało aktualność. Bogatsze są te narody, które potrafią konkurować - pomiędzy sobą i wewnątrz siebie.