Choć wielkie pieniądze lubią wielki spokój, to publika z podglądania sławnych i bogatych uczyniła fetysz XXI wieku. Nic dziwnego, że po zamożnych bohaterów często sięgają twórcy z Hollywood. Przedstawiamy najsłynniejszych filmowych milionerów.
Work Service wart jest dziś - 200 mln zł. W porównaniu z największymi prywatnymi firmami to niewiele. Tyle tylko, że właściciele spółki przed ośmioma laty startowali z czterema tysiącami w kieszeni. Czy to polska odmiana amerykańskiej kariery od pucybuta do milionera?
Właściciele wielkich pieniędzy zapadli się pod ziemię. Miliony stracone na giełdzie to jeszcze nie powód, aby ograniczać prywatne kaprysy. Tyle że wydawać trzeba po cichu, bez ostentacji. Z dala od cudzych oczu. Taki w Polsce ich los.
Zamożny Rzymianin miał w domu klimatyzację, ogrzewanie podłogowe, ubikację, saunę i wspaniały ogród. Rezydencje były nie tylko wygodne, ale i energooszczędne.
Na całym świecie chyba tylko Norwegia nie cierpi z powodu kryzysu. Nie przejadała zarobionej naftowej fortuny, tylko żyła ze skromnych odsetek. Mechanizm świetnie działał przez lata, ale nagle się zaciął.
Warren Buffett, 78-letni inwestor wszech czasów, jest najbogatszym człowiekiem świata z majątkiem 62 mld dol. Robi interesy również na obecnym kryzysie.
Luksemburg czy Szwajcaria? Spółka cypryjska czy holding luksemburski? Fundacja rodzinna, a może trust? Najbogatsi Polacy nieźle się głowią, co zrobić z majątkiem. Najlepsze rozwiązania znajdują za granicą. W wielkim i tajemniczym świecie bankowości prywatnej.
Gdyby sporządzić ranking najbardziej przestraszonych oligarchów (dawniej zwanych największymi biznesmenami), to o palmę pierwszeństwa walczyliby ze sobą: Jan Kulczyk, Jerzy Starak oraz Ryszard Krauze. Tuż za nimi plasowałby się Aleksander Gudzowaty, Zygmunt Solorz-Żak oraz Zbigniew Niemczycki. Pierwsza trójka już urządziła się poza krajem, reszta walczy na miejscu. Ich interesy zawsze w sporym stopniu zależały od polityków, ale nigdy aż tak bardzo jak teraz.
PiS wyraźnie przepędził z publicznej przestrzeni wielki biznes, który zresztą sam chętnie zszedł władzy z oczu. Biznesmeni usunęli się na z góry upatrzone pozycje i dalej zarządzają swoimi firmami, żyją z rozmachem, odpoczywają w zagranicznych rezydencjach i – jak to się ładnie mówi – konsumują owoce wzrostu.
Podatek od bogatych był jednym z rzuconych ad hoc i szybko zapomnianych pomysłów premiera Kaczyńskiego. Idea prysła, ale słowo „bogaci” zostało. A ze słowem pojawiło się bogactwo jako problem polityczny. I już sobie nie pójdzie.