Politycy oskarżają je o niszczenie wałów powodziowych, a biolodzy biorą w żarliwą obronę. Te niedoceniane stworzenia prowadzą bezpłatną działalność retencyjną na ogólnokrajową skalę.
Magazynują więcej wody niż wszystkie programy rządowe, walczą z powodziami i suszami. I też ucierpiały w powodzi, dzięki premierowi podwójnie. Czy Donald Tusk miał rację w sprawie bobrów? Pytamy Romana Głodowskiego, bobrowniczego.
Nasi zwierzęcy sojusznicy w walce ze zmianami klimatu nie mają z nami lekko. Wprawdzie bobry podlegają częściowej ochronie gatunkowej i nie wolno ich zabijać, ale regionalne dyrekcje ochrony środowiska lekką ręką wydają zgody na odstępstwa od tego zakazu. Na Podkarpaciu RDOŚ zezwolił nawet na dowolne niszczenie tam.
Na Podlasiu bobrów jest za dużo, Skarb Państwa nie nadąża z płaceniem za szkody, jakie wyrządzają. Dlatego dojdzie do pierwszego w powojennej historii Polski tak dużego polowania na te gryzonie. Ale wśród myśliwych nie widać jakoś entuzjazmu.