We wczesnym średniowieczu spośród sąsiadów Bizancjum tylko Persja dorównywała mu potęgą. Rządzący nią Sasanidzi nosili oficjalny tytuł króla królów Iranu i nie-Iranu.
Dla Bizantyńczyków Arabowie bywali sprzymierzeńcami i wrogami (to oni okroili cesarstwo w VII w.), ale wzajemne sąsiedztwo nie było zderzeniem cywilizacji.
Najsurowsze restrykcje dotyczące codziennej diety panowały wśród mnichów.
Uczeni bizantyńscy, jako schrystianizowani potomkowie starożytnych Greków, byli bezpośrednimi spadkobiercami i kontynuatorami ich geniuszu naukowego.
Zapomniani alianci zapomnianego imperium.
Cesarstwo bizantyńskie słusznie jest kojarzone z dominacją żywiołu greckiego, jednak jego mieszkańcy byli przedstawicielami różnych ludów i kręgów kulturowych.
Sztuka bizantyńska jest uznawana za ostoję tradycjonalizmu. Bliższe wniknięcie w jej dzieje skłania do rewizji tego poglądu – nie była tak zastygła, jak się wydaje.
Historycy bizantyńscy czerpali z wielowiekowych już wówczas tradycji, a ich dodatkowa rola polegała na zestrojeniu w jedno dwóch sposobów opisywania dziejów, które były im bliskie: grecko-rzymskiego i biblijnego.
Nawet gdy Bizancjum gasło, trwał jeden, na ogół dzisiaj niedoceniany jego pomnik: ponad milenium rozwoju prawa. To wciąż nie do końca przebadana karta historii Europy i okolic.
Rywalizacja w wyścigach rydwanów budziła tak ogromne namiętności, że badacz Norman Baynes nie wahał się napisać, iż społeczeństwo bizantyńskie miało dwu bohaterów: obok świętego ascety – zwycięskiego woźnicę.