Kiedy obsceniczne detale z raportu prokuratora Kennetha Starra trafiły do komputerów w milionach amerykańskich domów, prasa pospieszyła z radami od ekspertów: "Jeśli dziecko zapyta, co to seks oralny, odpowiedz, ale bardzo krótko". Dla dorosłych prokuratorski dokument był wstrząsem, ale nie aż takim. Wiele pikantnych szczegółów Monicagate znano wcześniej z drugiej ręki. Nie był też całkowitą nowością spektakl intymnej wiwisekcji wysoko postawionej osobistości. Ale sposób, w jaki ludzie przełykają tę potrawę, wiele mówi o dzisiejszej Ameryce.
Nawet premiera "Titanica" nie była tak wyczekiwana. W ubiegły poniedziałek telewizja amerykańska nadała talk-show totalny z przywódcą świata w roli aktora wysokobudżetowego filmu pornograficznego. Dodatkowy plus: w tle naturalne wnętrza Białego Domu. W połowie widowiska główny bohater krzyczy i niemal zrywa przedstawienie. Efekty specjalne: prokurator - zamiast zakazać rozpowszechniania pornografii - sam prowadzi narrację w filmie.
To już nie jest dziurka od klucza, przez którą Ameryka i świat podglądały dotychczas prezydenta Clintona w Pokoju Owalnym, nazwanym przez karykaturzystów Oralnym. To już jest wielkie, dobrze oświetlone okno wystawowe, prezentujące wszystkie szczegóły pożycia 42 prezydenta USA z byłą stażystką w Białym Domu Moniką Levinsky.
Moskwa nie zademonstrowała koncyliacyjnego stanowiska w sprawie NATO i prezydent Jelcyn - podczas wspólnej z Clintonem konferencji prasowej na Kremlu - powiedział, że Rosja "nie akceptuje NATO-centryzmu w nowej europejskiej strukturze bezpieczeństwa". Powtórzył też wcześniej akcentowane stanowisko Moskwy, że rozszerzenie Sojuszu jest "wielką pomyłką, a pewnego dnia będzie historycznym błędem".
Dziesięć dni przed przyjazdem Billa Clintona do Moskwy rosyjska Duma zwróciła się do prezydenta Jelcyna z propozycją, aby raz jeszcze przemyślał zasadność wizyty amerykańskiego prezydenta po atakach rakietowych na Afganistan i Sudan. "Nie ma sensu, by krwawiący prezydent (aluzja do skandalu z Monicą Levinsky) odwiedzał chorego i niestabilnego prezydenta. Będzie to szczyt przybierania póz i udawania po obu stronach" - tak z kolei odniósł się do moskiewskiej wizyty Clintona Zbigniew Brzeziński. Dwaj mężowie stanu, obaj po ciężkich przejściach, zasiadają do trudnych rozmów.
Już przepadło. Kennedy będzie pamiętany za młodość i "nowe pokolenie", Reagan za zwycięstwo w zimnej wojnie, a biedny Clinton, choć tak popularny, przejdzie do historii razem z poplamioną sukienką panny Lewinsky. Po raz pierwszy w historii urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych musiał się przed sądem tłumaczyć we własnej sprawie karnej. Zapewne pozostanie na stanowisku, ale plama też pozostanie.
Prokurator specjalny Kenneth Starr ścigał amerykańskiego prezydenta dzień po dniu, godzina po godzinie. I wreszcie podobno zdobył pierwszy, być może kluczowy dowód kłamstewek głowy mocarstwa. Niewypraną sukienkę stażystki Moniki Lewinsky, na której nieostrożny prezydent zostawić miał ślad swojego jestestwa.
Amerykańskie zabiegi podczas dziewięciodniowej wizyty Billa Clintona w Chinach to gra o Wielkie Jezioro Przyszłości - Pacyfik. Rosja jest za słaba, by się do niej włączyć. Chiny staną się wiodącym mocarstwem regionalnym, a dobra współpraca z nimi będzie zapewne dla Ameryki ważniejsza niż sojusz z Japonią. Możemy nawet dożyć czasów, kiedy większe uznanie międzynarodowe będą budzić totalitarne Chiny niż demokratyczne Indie.
Ameryka i Chiny - walcząc z wszechdominacją piłki nożnej - zgotowały światu 9-dniowy spektakl. Cesarskie powitanie rodem z VII wieku w starej stolicy Chin - Xianie. Towarzyszący amerykańskiemu prezydentowi tysiącosobowy orszak. Prezydent z rodziną pośród żołnierzy z gliny w cesarskim grobowcu. Plac Tiananmen, nowe wieżowce w Szanghaju, pejzaże w Guilin i giełda w Hongkongu jako tło wizyty. Setki, o ile nie tysiące (wliczając chińskich) dziennikarzy. Czy to tylko medialne wydarzenie, czy też narodziny nowego globalnego układu sił?