Prezydenta Clintona Europa polityczna witała jak przyjaciela. Nie musiał grać na saksofonie, by go uważnie słuchano w Lizbonie, Akwizgranie, Berlinie, Moskwie i Kijowie. Ale i on traktował swych rozmówców poważnie. Europa wchodzi w nowy wiek bez kompleksu Ameryki.
Bill Clinton jedzie do Moskwy głównie po to, by odkryć, kim jest Władimir Putin: czy groźnym namiestnikiem KGB, anty-Gorbaczowem marzącym o odbudowie imperium sowieckiego, czy przyjacielem Ameryki, z którym „można robić interesy”. A zwłaszcza ubić interes rakietowy.
Aby zachować jednoczesność wstąpienia do NATO trzech krajów, ustalono, że momentem oficjalnej proklamacji członkostwa będzie podniesienie przez Madeleine Albright trzech teczek z kompletem dokumentów i podpisów. 12 marca 1999 r. Polska przystąpiła do NATO.
Przez prawie 13 miesięcy widzieliśmy wszystko to, co w amerykańskiej demokracji najgorsze i najlepsze. Rządy prawa, które potrafią zatrząść fundamentem politycznej władzy, by - jeśli trzeba - postawić przed wymiarem sprawiedliwości pierwszą osobę w państwie. I, z drugiej strony, prawo pełniące rolę pałki, która demoluje prywatność tej osoby i wszystkich, którzy z nią współpracują.
Ameryka zabrnęła w idiotyczny impas. W stumandatowym Senacie amerykańskim, który przejmie rolę sądu nad prezydentem Billem Clintonem, nie można się doliczyć ani 67 jego przeciwników, żeby go skazać, ani 51 jego zwolenników, aby umorzyć postępowanie. W opinii publicznej też widać chaos. Popularność oskarżonego prezydenta sięga 70 proc., ale prawie połowa (45 proc.) Amerykanów uważa, że Bill Clinton powinien podać się do dymisji.
NULL
Nie ma co się spieszyć z wieszaniem klepsydry o politycznej śmierci Williama Jeffersona Clintona. Jest bardzo osłabiony, to prawda. Nie ma żadnej ideologii, żadnej busoli - możliwe. Kłamał prosto do kamery jak zawodowy aktor - wszyscy widzieli. Ale ma podstawowe cechy znakomitego polityka: zdolność przetrwania (ulitimate survivor) oraz umiejętność wymyślenia siebie na nowo. Po skandalu z Moniką - będzie to wersja piąta.
Raport przedstawiony przez specjalnego prokuratora Kennetha Starra Kongresowi Stanów Zjednoczonych mówi nam wiele o jego autorze i o prezydencie Clintonie. Widzimy poprzez te dwie postaci, choć w formie niezbyt szlachetnej i wyrafinowanej, zderzenie dwóch światów wartości współczesnej Ameryki. Głównym jednak bohaterem rozgrywającego się dramatu jest demokracja amerykańska. Sprawa Clintona i Starra ukazuje bowiem jak w krzywym zwierciadle, jak w powiększającym szkle problem bez porównania szerszy i dla przyszłości demokracji zasadniczy, a mianowicie zmiany pola polityki. To co jeszcze niedawno uważano za politykę i poddawano procedurze demokratycznej, należy teraz do sfery prywatnej, to co było prywatne - należy dziś do domeny publicznej. Pole polityki jest nadto coraz bardziej ograniczane przez instytucje publiczne pozbawione demokratycznej legitymacji.