Hillary Clinton ma duże szanse na zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Jeśli wygra, zostanie pierwszą kobietą prezydentem. A kim będzie jej małżonek?
Autobiografia byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona stała się politycznym wydarzeniem lata, szczęśliwie, choć pewnie nie na długo, odwracając uwagę mediów i konsumentów codziennych wiadomości od ponurych wydarzeń w Iraku.
Hillary Clinton, uważana za arogancką i wyniosłą, wydała autobiografię, która sprzedaje się niczym „Harry Potter”. Czytelnicy chcą się dowiedzieć, dlaczego nie rzuciła zdradzającego ją wciąż męża.
Jako prywatny obywatel Bill Clinton nie miał dobrego debiutu: ułaskawienie znajomego aferzysty i drobniejsze skandaliki na odchodnym z Białego Domu zdawały się na długo go pogrążać. Ale o tym już nikt nie pamięta i ostatnio były prezydent, niezrównany „Come back kid”, wańka-wstańka amerykańskiej polityki, znów wrócił na czołówki.
Mimo że prezydent George W. Bush wygłosił swe pierwsze, bardzo ważne przemówienie przed połączonymi izbami Kongresu, w mediach króluje Bill Clinton, ale ujawnione rewelacje są niezupełnie zgodne z nadziejami byłego prezydenta, że dostanie się do panteonu największych przywódców Ameryki. Najpierw dowiedzieliśmy się o tajemniczym znikaniu mebli i innych przedmiotów z Białego Domu, znajdowanych potem w nowym domu byłej Pierwszej Pary w Chappaqua, NY. Potem o 140 ułaskawieniach podpisanych w ostatnim dniu urzędowania, w tym o darowaniu winy multimilionerowi i oszustowi podatkowemu Markowi Richowi, który zbiegł przed procesem do Szwajcarii i mieszka tam w luksusie do dziś.
[dla każdego]
Ze sceny schodzi Bill, a właściwie William Jefferson Clinton, od lat najbardziej popularny i jednocześnie najbardziej znienawidzony prezydent USA. I chociaż dosłownie otarł się o upokarzającą klęskę (gdyby nie jeden głos – byłby pierwszym przywódcą państwa skazanym w Kongresie), chcemy tu dowodzić, iż przejdzie do historii jako prezydent wielki.
Czternastoletni Jusuf został ranny już w pierwszym dniu Intifady Al-Aksa, zwanej tak od nazwy meczetu na Świątynnym Wzgórzu. Miejscowej telewizji oświadczył dumnie, że skłonny jest umrzeć za dobrą sprawę, za palestyńską flagę powiewającą w miejscu, skąd Prorok wstąpił w niebiosa. Ale Achram Hidżazi, bezrobotny ojciec Jusufa i jeszcze dziesięciorga dzieci, ma odmienne zdanie: „meczety są ważne, stolica w Jerozolimie jest ważna, ale cóż mi po tym, skoro nie będę mógł wrócić do domostwa moich rodziców we wsi Szejch Munis”.
Ani w Hanoi, ani w Hoszimin, dawnym Sajgonie, prezydent Bill Clinton nie powiedział przepraszam. Przywódcy Wietnamu nie wspomnieli natomiast o odszkodowaniach. Trudny kompromis w imię świetlanej przyszłości?