W minionym tygodniu OPZZ zorganizował przed urzędami wojewódzkimi kilkanaście pikiet pod hasłem „Dzień walki z bezrobociem”. Były transparenty, przemówienia i słuszne, acz nierealne postulaty. W tym samym czasie w Warszawie odbywały się obrady czterech zespołów Komisji Trójstronnej ds. Społeczno-Gospodarczych, które mają przygotować choćby zarys porozumienia społeczno-rządowego i stworzyć ramy dla merytorycznej dyskusji w Sejmie o polskim rynku pracy. Na tych spotkaniach przedstawicieli OPZZ jednak nie było. A od samego skandowania haseł niewiele się zmieni.
Najpierw okupować, następnie obradować, a potem się zobaczy
Mocno uzwiązkowiony rząd zaczyna wreszcie zdawać sobie sprawę, że za rosnące bezrobocie nie da się już winić spadku koniunktury u naszych sąsiadów. W znacznej mierze zafundowaliśmy je bowiem sobie sami. Od nas więc także zależy, z jakim skutkiem będziemy z nim walczyć. Ale w Sejmie pełno jest projektów ustaw, których uchwalenie przyspieszy tempo kurczenia się rynku pracy.
Tydzień pracy bezrobotnego, który naprawdę szuka zajęcia, jest dłuższy i bardziej wyczerpujący niż osoby zatrudnionej. Dodatkowym minusem jest to, że w trakcie tych czynności pieniądze wydajemy, zamiast je zarabiać. Jeśli mamy pracę – trzeba dużo wysiłku, żeby ją zmienić na lepszą. Tym bardziej więc warto wiedzieć, jak zwiększyć szanse na sukces.
Po dziesięciu latach budowy gospodarki rynkowej marksistowska wizja kapitalizmu ma się w Polsce doskonale. Zdaniem związków zawodowych i lewicowej opozycji, rządowe projekty obniżenia podatków dla najzamożniejszych i ograniczenia przywilejów pracowniczych sprawią, że bogata mniejszość znów się utuczy, a uboga większość zbiednieje. Jak to w kapitalizmie.
Jak wojsko wojskiem, nie zdarzyło się jeszcze, aby nie cieszono się z wcześniejszego wyjścia do cywila. Tymczasem w Śląskim Okręgu Wojskowym kilkuset żołnierzy chce służyć o trzy dni dłużej. Nie z miłości do armii, tylko po to, by naprawić biurokratyczny błąd MON, który pozbawia ich prawa do zasiłku dla bezrobotnych. A na zasiłek wybiera się większość żołnierzy służby zasadniczej.
Krajowy Urząd Pracy podaje, że w ubiegłym roku na zasiłku dla bezrobotnych było dwunastu lalkarzy, osiemnastu aktorów dramatycznych, czternastu aktorów estradowych, pięciu filmowych i trzech pantomimicznych. Nie znaczy to, że wszyscy pozostali mają pracę. W ogóle w tej branży typowe kategorie określające stosunek do pracy zawodzą: są bowiem aktorzy bez etatu stale bardzo zajęci i tacy, którzy mają stałe zatrudnienie, a od wielu sezonów nie stali na scenie. Oczywiście, w najgorszej sytuacji są ci, którzy nie mają ani etatu, ani pracy.