Niemal na pewno w listopadzie 2024 r. wybory prezydenckie w USA wygra 80-latek. I nie będzie to żaden ewenement, tylko naturalny przejaw gerontokracji, jaką stała się Ameryka.
Razem z przysięgą dostaliśmy ścieżkę dźwiękową inauguracji prezydentury Bidena – poważniejszej, choć zarazem niestroniącej od show w stylu typowym dla demokratów.
Bernie Sanders właśnie przegrał walkę o demokratyczną nominację. Ale wygrał znacznie więcej niż niejeden prezydent USA – zmienił Amerykę.
Joe Biden zdecydowanie wygrał prawybory w kolejnych stanach (Missisipi, Missouri, Idaho, Michigan, Waszyngton i Północna Dakota) i jest już bezapelacyjnym faworytem wyścigu.
Ameryka to jednak jest kraj dla starych ludzi. Przynajmniej na szczytach władzy.
Raz jeszcze się okazało, że w amerykańskiej polityce trzeba uważać z pochopnymi przewidywaniami. Zwłaszcza w czasach populistycznych rewolucji.
Pokutuje pogląd, że z prezydentem Sanders przegra z kretesem, bo jako lewicowy demokrata określający się socjalistą nie przekona do siebie większości Amerykanów. Ale Trumpowi też pięć lat temu nie dawano szans.
Dobra wiadomość dla demokratów po prawyborach w New Hampshire jest taka, że udało się policzyć głosy i wiadomo, kto wygrał. I na tym, niestety, pocieszające newsy się kończą.
Zwycięzca w pierwszych prawyborach zyskuje zwykle psychologiczną przewagę nad rywalami. Fiasko kompromituje organizatorów, a skutki są fatalne dla całej Partii Demokratycznej.
Gdyby Bernie Sanders został kandydatem demokratów w wyborach w 2020 r., byłaby to wspaniała wiadomość dla Donalda Trumpa.