Amerykańska interwencja w Syrii może być ostatnią na wiele lat, bo Stany Zjednoczone nie chcą już pilnować świata. To zła wiadomość, nawet dla ich przeciwników.
Amerykańskie lotniskowce płyną na Morze Śródziemne, Barack Obama wprost grozi interwencją wojskową.
Baszar al-Assad miał być lekarzem - jest prezydentem Syrii. Wybrany w maju tego roku na drugą siedmioletnią kadencję uzyskał ponad 97 proc. głosów. Jego minister spraw wewnętrznych Bassam Abdel Madżed uznał ten wynik za 'dowód dojrzałości społeczeństwa syryjskiego i świadectwo prawdziwej demokracji'.
Po zamordowaniu byłego premiera Libanu oskarżycielski palec świata skierował się w stronę syryjskiego prezydenta Baszara Asada. Amerykanie oskarżają go o wspieranie terroru w Iraku. Teraz Izrael obarcza Syrię odpowiedzialnością za zamach w Tel Awiwie. Czy Asad to nowy Saddam?
Gdy w monarchii konstytucyjnej berło władzy przechodzi z ojca na syna, nikt nie próbuje podważyć prawomocności takiego aktu. Tak się ostatnio zdarzyło w Jordanii i Maroku oraz w emiratach Bahrajnu i Kataru. Syria stanowi wyjątek. Baszar Asad, dziedzicząc władzę po ojcu, stworzył precedens, na który od dawna czekali synowie dyktatorów w innych arabskich krajach. Okazało się, że dynastie można tworzyć także w republikach.