Gdyby Grzegorz Wieczerzak nie musiał odejść z Banku Handlowego, nie byłby on teraz własnością amerykańskiego Citi. Inaczej potoczyłyby się też losy PZU. Dawnych kolegów z Handlowego, którzy stali się bohaterami komisji śledczych, łączy dziś przyjaźń albo nienawiść. Kiedyś byli ze sobą na „ty” – dziś już nie podaliby sobie ręki. Zawodowy epizod zaciążył na całym ich dalszym życiu.
Rachunki przez Internet? Stałe zlecenia dla banku? Usługa polecenia zapłaty? Nic z tego. Mimo intensywnych kampanii reklamowych nadal wolimy gotówkę w ręku i kolejkę do kasy. W czasach wirtualnego pieniądza to kosztowny atawizm. Ale są ludzie, którzy potrafią na nim nieźle zarobić.
Przez kilkanaście lat działalnością Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych, gromadzących oszczędności setek tysięcy Polaków, nikt się specjalnie nie interesował. Nasze publikacje ujawniające nieprawidłowości w SKOK wywołały reakcję mediów, parlamentarzystów i samych członków Kas, a także organów ścigania.
Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe (SKOK) miały służyć najuboższym: udzielać im tanich pożyczek, przyjmować wysoko oprocentowane lokaty. Stały się maszynką do zarabiania pieniędzy dla wąskiej grupy osób – władz Kasy Krajowej. Dużych pieniędzy.
Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe, czyli SKOK, po cichu wyrosły na jedną z większych i zasobniejszych instytucji finansowych. Mają ponad milion członków, sieć placówek większą niż PKO BP i jeszcze potężniejszą sieć powiązań, dzięki której udaje się przeforsować w parlamencie kolejne korzystne ustawy. Układ polityczno-biznesowo-rodzinny, jaki oplata SKOK, jest imponujący. A wszystko to za parawanem idei tanich sąsiedzkich kredytów. W sumie przykład kapitalizmu politycznego – godny przestudiowania.
Pierwszy etap największej w Polsce prywatyzacji już za nami. Akcja przyjmowania lokat prywatyzacyjnych PKO BP miała trwać 10 dni. Zakończyła się już pierwszego o godz. 13.45.
Prywatyzacja banku PKO BP przypomina potwora z Loch Ness. Projekt pojawiał się, ekscytował i szybko znikał. I tak przez 4 lata. W końcu jednak jest: 11 października w blisko tysiącu placówek PKO ruszają zapisy na akcje największego w Polsce banku. Minister skarbu rzuca na rynek 30-procentowy pakiet wart 5–6 mld zł. Tak dużej oferty jeszcze nie było.
Sam, jak twierdzi, nie ulega emocjom. Ale wywołuje je u innych. Od lat zazdrość z powodu najwyższych w kraju zarobków (ok. 400 tys. zł miesięcznie), a ostatnio także niechęć, bo w sporze Eureko z polskim rządem znalazł się po niewłaściwej stronie. To Bogusław Kott wymyślił, żeby konsorcjum Eureko – BIG Bank Gdański kupiło PZU. To jego pierwszy pomysł, który nie wypalił.
Mariusz Łukasiewicz – młody, zdrowy, bardzo bogaty, rozchwytywany towarzysko. Umierając zostawił świeżo stworzony przez siebie bank, olbrzymi majątek i zszokowanych współpracowników.