Doniesienia o zarazkach przekazywanych w anonimowych przesyłkach pocztowych wzbudzają w Ameryce panikę. Ludzie boją się otwierać listy. Strach ogarnia pracowników biur, pasażerów linii lotniczych, którzy zmusili już kilka samolotów do awaryjnych lądowań, klientów supermarketów. Lęk przed wąglikiem przypomina niedawną psychozę wywołaną chorobą szalonych krów. Czy naprawdę jest się czego bać?
Bakterie od dawna zaskakują swoją niesłychaną odpornością i zdolnościami przystosowawczymi. Są wszędzie: w gorącym wnętrzu skorupy ziemskiej, na dnie zimnych oceanów, w kropelkach wody, tworzących chmury wysoko nad Ziemią. Jeżeli jakieś środowisko zdolne jest podtrzymywać życie – dostarczając węgiel, wodę i energię – bakterie zostaną tam odkryte. Być może także poza Ziemią.
Bioterroryzm - wykorzystanie "bakterii i wirusów do zabijania - przestał być tematem literatury science fiction. Na początku października w brytyjskich księgarniach ukazała się książka "The Plague Wars" (Wojny biologiczne) autorstwa Toma Mangolda i Jeffa Goldberga. Wynika z niej, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat bardzo prawdopodobny jest atak terrorystyczny na jedno z dużych amerykańskich miast z wykorzystaniem mikrobów jako agentów śmierci. W połowie października dyrektor Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie prof. Janusz Jeljaszewicz przedstawił kierownictwu Ministerstwa Zdrowia opracowanie "Zagrożenie bioterroryzmem na świecie i w Polsce".