Zwolennicy legalnej aborcji w najczarniejszych snach nie przypuszczali, że będą musieli walczyć nie tyle o złagodzenie restrykcyjnej ustawy z 1993 r., ile o respektowanie jej zapisów.
Jak się dzisiaj chodzi w ciąży, kiedy współczesna medycyna prenatalna dostarcza tak precyzyjnej wiedzy o tym, co dzieje się w mokrym pomarańczowym mikrokosmosie?
W malutkiej salce łomżyńskiego sądu okręgowego, szczelnie wypełnionej dziennikarzami, rozpoczął się pierwszy w Polsce proces cywilny o tzw. złe urodzenie, w którym państwo W., rodzice ciężko upośledzonej Moniki, domagają się prawie 1,4 mln zł odszkodowania od dwojga lekarzy oraz szpitala w Łomży. Pani W. obawiała się, że urodzi chore dziecko, domagała się badań prenatalnych. Wykonuje się ich dziś w Polsce przerażająco mało, traktując jako oczywisty wstęp do aborcji. A przecież tak nie jest. Kobiety, wiedząc o tym, że są nosicielkami ciężkich genetycznych chorób, wcale nierzadko rodzą drugie i trzecie dziecko. I jak jest potem? Po 10, 20, 30 latach. Żałują? Rodzice – decyzji, a chore dzieci – że kazano im żyć?
Czy kobiety w Polsce będą korzystały z diagnostyki medycznej zgodnie z postępem wiedzy naukowej, czy w sposób limitowany przez ideologię parlamentarnej większości? Czy - po rozprawieniu się z genetyką - posłowie zechcą rozstrzygać w drodze głosowania o poprawności innych nauk?