Pojednanie narodów po krwawych konfliktach trudne było w Europie. W Azji, która na nie czeka, wydaje się wręcz niemożliwe. Iskrzy między Chinami, Japonią i Koreą.
Handel zamienia wrogów w przyjaciół. Chiny i Indie kończą okres wojen i konfliktów, a ekonomiści wróżą nawet sojusz pomiędzy „fabryką świata” a „światowym centrum usługowym”, które mogą wspólnie grać na globalnym rynku. Czy jesteśmy właśnie świadkami narodzin Chindii – nowego gospodarczego giganta?
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej przenoszą produkcję tuż za wschodnią granicę lub jeszcze dalej – do Azji. Uciekają przed wysokimi kosztami pracy, surowców, obciążeniami podatkowymi i biurokracją.
Wszystkie panie, które w Azji stały, stoją lub będą stały na czele rządów, zawdzięczają swoje pozycje koneksjom rodzinnym. Są albo córkami, albo żonami znanych polityków, albo wdowami po znanych politykach, natomiast same politykami bywają bardzo rzadko.
Jeśli nie dojdzie do jakiegoś dramatycznego zwrotu, od jesieni tego roku prezydentem Indonezji, największego państwa muzułmańskiego, będzie 54-letnia Megawati Sukarnoputri. Jest ona córką Sukarno, pierwszego prezydenta niepodległej Indonezji. Lud nadał już jej przydomek: królowa sprawiedliwości.
Wartość jena gwałtownie spada, japońska gospodarka jest bliska zapaści. Kłopoty przerywają azjatyckie tygrysy. A zaledwie dziesięć lat temu karcono amerykański rząd i amerykański świat biznesu za to, że nie naśladuje modelu azjatyckiego. Kluczem do gospodarczego sukcesu tego regionu - mówiono wtedy - są jego wartości kulturowe, połączenie wysokiej etyki pracy, poszanowania wspólnoty i autorytetu oraz tradycji rządów paternalistycznych. Dziś, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) ordynuje Azjatom zachodnie recepty gospodarki rynkowej, nastrój jest diametralnie odmienny. Teraz się mówi, że to wartości azjatyckie doprowadziły do nepotystycznych praktyk przy rozdziale kredytów, do państwowego interwencjonizmu i fatalnego braku przejrzystości na rynkach finansowych. Więcej: to one uchodzą za główną przyczynę kryzysu walutowego z ubiegłego lata, który doprowadził do gospodarczego załamania się całego regionu. Jednak ani jedna, ani druga teza nie są trafne.