Po Chinach kolejne kraje w Azji chcą ograniczać import śmieci z bogatych państw.
Malutki sułtanat na Borneo od dziś za homoseksualizm lub cudzołóstwo będzie karał śmiercią.
Królestwo Tajlandii pogrąża się w chaosie. Pogłębia się podział na dwa obozy: żółty i czerwony. Zwykle spory rozstrzyga tam armia, ale to nie jest dobry sposób.
Fale tsunami dotarły aż do brzegów Bałtyku. Szwecja, kraj, który przez dwa wieki unikał konfliktów wojennych, ciągle nie może się doliczyć prawie dwóch tysięcy obywateli, zabitych lub zaginionych bez wieści po kataklizmie w Zatoce Bengalskiej. To największa tragedia od 1709 r.
Z góry widać kilometry brudnej mazi z trudno rozpoznawalnymi kupami śmieci, ślady fundamentów domów, przypominające maleńkie pola ryżu, wielkie kałuże, jakieś deski. Ocalał tu tylko biały meczet.
W drugi dzień chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia świat nauczył się nowego słowa: tsunami. Wieści o tragedii w Azji rozchodziły się po globie niczym sama śmiercionośna fala, siejąc zgrozę i wywołując odruch współczucia. Być może ta katastrofa zmieni na trwałe nasze myślenie i działanie w obliczu klęsk żywiołowych: jesteśmy przecież jedną rodziną ludzką, dziećmi jednego Boga o wielu imionach.