Rozmowa z autorem głośnej książki „Zmierzch Wschodu” Yashengiem Huangiem o tym, dlaczego azjatyckie demokracje lepiej niż Zachód radzą sobie z wyzwaniami XXI w.
Wspólnota Zachodu patrzy z niepokojem na wizytę Putina w Korei Północnej. Amunicja wysłana stąd na front w Ukrainie zwiększy możliwości rosyjskiej armii. A jest jeszcze ktoś, kto obrazy z Pjongjangu przyjmuje z niepokojem i zadrą w sercu.
Jakie ma historyczno-kulturowe podstawy fenomen Korei Południowej, która ostatnio stała się nie mniej rozpoznawalna niż sąsiadujące z nią mocarstwa – Chiny czy Japonia.
Chiński system kształcenia, pozornie egalitarny, dawał fory ludziom ustosunkowanym i zamożnym. Tak było przed wiekami – i podobnie jest dziś. Nie bez znaczenia jest też coraz bardziej dający się we znaki inny problem.
Choć system egzaminów urzędniczych, który istniał w Chinach przez 1,5 tys. lat, był sposobem na zdobycie dużych pieniędzy i zrobienie kariery, niekoniecznie wiązał się z kreatywnością i rozwojem nauki.
Szejk Hasina Wajed po raz piąty została wybrana na szefową banglijskiego rządu, choć opozycja oraz obserwatorzy międzynarodowi zwracają uwagę na nieprawidłowości w przeprowadzeniu głosowania, zarzucając premierce naruszanie zasad demokracji.
Dzięki realizowanym dziś filmom Azjaci w USA odzyskują podmiotowość, a międzynarodowa widownia ma szasnę zaznajomić się z ich perspektywą, dotąd pomijaną. Ale nie zawsze wychodzi.
„Tworzymy historię”, stwierdził Joe Biden w Camp David i wyraził nadzieję, że ustalenia przetrwają kolejne prezydentury i rządy. A to wcale nie jest takie pewne.
Rozmowy z przedstawicielami Globalnego Południa potwierdzają podział świata na „Zachód i resztę”, jak to zgrabnie ujął w niedawnym raporcie znany think tank ECFR. Nie jest to podział nowy, ale wojna uwidoczniła go z nową wyrazistością.
Kolejne miliardy mieszkańców Azji i Afryki zamieszkają w monstrualnych, nieznanych historii aglomeracjach. Jak zmieni się ich los?