Wniosek posłów AWS o wotum nieufności wobec ministra skarbu państwa Emila Wąsacza przestał być wydarzeniem, z którego skutkami można łatwo się uporać dyscyplinując parlamentarzystów. Przerodził się on w poważny kryzys wewnątrz Akcji, który może zagrozić nie tylko pozycji Mariana Krzaklewskiego, ale także doprowadzić do zmiany rządu, a przynajmniej premiera. W tym sensie jest to najpoważniejszy z dotychczasowych kryzysów, o konsekwencjach trudnych do przewidzenia.
Trzy partie prawicowe zjednoczyły się ostatnio i nazwały chadecją, nie pierwszą zresztą na polskiej scenie politycznej. Ma to być kolejny mocny filar Akcji Wyborczej Solidarność. Porozumienie Polskich Chrześcijańskich Demokratów połączyło dotychczasowych działaczy Porozumienia Centrum, Ruchu dla Rzeczypospolitej i Partii Chrześcijańskich Demokratów. Jest to kolejna próba stworzenia w naszym kraju silnej partii prawicowej, mającej jednoznaczne poparcie Kościoła i wysokie notowania w sondażach opinii publicznej. Od razu jednak okazało się, że nie całe PC weszło do nowego ugrupowania, zaś Jarosław Kaczyński został honorowym prezesem tego odłamu partii, który zjednoczenia chadecji nie przyjął do wiadomości.
Gdyby wybory parlamentarne odbyły się teraz, Sojusz Lewicy Demokratycznej mógłby liczyć na 34 proc. poparcia (przy wysokiej, 61 proc. frekwencji), Akcja Wyborcza Solidarność tylko na 16 proc. W praktyce oznaczałoby to, że SLD zdobyłby w Sejmie większość pozwalającą na samodzielne rządzenie.
Prawdziwą karierę zrobiło w ostatnich miesiącach określenie "kapitalizm polityczny". Równie elegancko mówi się o "zacieraniu granicy między interesem publicznym a prywatnym bądź partyjnym", mniej elegancko chodzi po prostu o korupcję. Rzecz charakterystyczna - dyskusji o kapitalizmie politycznym nie rozpoczęła opozycja, narodziła się ona wewnątrz obozu Akcji Wyborczej Solidarność, a jej mottem jest smutne stwierdzenie: straciliśmy wyższość moralną obnoszoną w kampanii wyborczej, która pozwalała głosić, że zbudujemy uczciwe państwo; teraz upodobniliśmy się do naszych poprzedników.
Na półtora roku przed wyborami prezydenckimi prawica, ta z Akcji Wyborczej Solidarność i ta spoza niej, znów rozsypała pulę kandydatów rozpoczynając tym samym publiczny proces wyłaniania rywala dla Aleksandra Kwaśniewskiego. Cofnęliśmy się więc w czasie i już prawie zajrzeliśmy do warszawskiej parafii św. Katarzyny, gdzie przed poprzednimi wyborami odbywał się nieudany Konwent prawicowych kandydatur.
Nastąpił kolejny akt lustracyjnego spektaklu. W poniedziałek, 12 kwietnia, kierownictwo polityczne Akcji Wyborczej Solidarność podjęło uchwałę, że każda osoba na stanowisku, w której przypadku rzecznik interesu publicznego skieruje wniosek do sądu o stwierdzenie prawdziwości oświadczenia lustracyjnego, winna ustąpić z funkcji do czasu wyjaśnienia sprawy. W połowie tygodnia zaczęto plotkować w AWS i w opozycji, a także w mediach, że w rządzie jest siedem takich osób. W czwartek premier, w odpowiedzi na pomówienia posła KPN, zaczął się tłumaczyć, że jest niewinny. Zastępca rzecznika interesu publicznego natychmiast potwierdził, że premier mówi prawdę.
Nie dlatego, że Unia miała szczególną wolę opuszczenia Akcji. Przy tak zmasowanym ataku Unii, rozpisanym na wiele nie zawsze składnych głosów, wydarzenia mogły po prostu wymknąć się spod kontroli. Gdy pada wiele ostrych słów, zawsze może paść to ostatnie, po którym nie będzie już odwrotu bez całkowitej utraty twarzy. Dlatego mijający kryzys uznać wypada za najpoważniejszy z dotychczasowych.
Dokładnie w połowie stycznia superprzewodniczący Marian Krzaklewski utraci jedno ze swoich licznych stanowisk. Pierwsze w historii Ruchu Społecznego AWS, wielokrotnie zresztą odkładane, Zgromadzenie Krajowe wybierze nowego przewodniczącego. Statut Solidarności bowiem zabrania łączenia stanowisk związkowych i politycznych. Krzaklewski zatem musi mieć następcę, skoro sam postawił na kierowanie związkiem.
Spór o podatki pojawił się niemal dokładnie w pierwszą rocznicę objęcia rządów przez koalicję Unii Wolności i AWS. Te dwanaście miesięcy były pełne ciężkiej i niekiedy owocnej pracy, ale również - głębokich kryzysów, których kulminacje przypadały na styczeń, maj i na dzień dzisiejszy. Nie była to łatwiejsza współpraca niż ta, którą pokazały wcześniej SLD i PSL.
- Powinniśmy być bliżej siebie - powiedział w ostatnią niedzielę w Ossowie koło Wołomina premier Jerzy Buzek, po czym z drewnianej sceny skoczył prosto w tłum. W ten sposób Akcja Wyborcza Solidarność rozpoczęła kampanię przed wyborami samorządowymi. Nieco wcześniej, w zainscenizowanej na pobliskich łąkach potyczce, polscy ułani pogonili bolszewików.