Przedstawione niżej tajne dokumenty dowodzą, że przygotowywano polski projekt niemieckiej autostrady przez Pomorze w 1938 r. Różne warianty takiej trasy, np. w postaci mostu nad terytorium Polski, rozważano już w latach 20., jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy. Zmusza to do istotnej korekty dotychczasowych poglądów historiografii na temat stanowiska rządu polskiego wobec żądań niemieckich jesienią 1938 r.
Z rządowymi programami budowy autostrad jest jak z konkursami w jeździe figurowej na lodzie: każda ekipa ma ambicję pokazania czegoś własnego. Zaczyna się od szumnej zapowiedzi, potem jest kilka efektownych figur, kończących się nieuchronnie zderzeniem z twardym lodem. Marek Pol masuje jeszcze obolałe miejsca, a tymczasem jego następca Jerzy Polaczek rozpoczyna prezentację własnego programu.
Autostrada A1 z Gdańska na całe lata ugrzęźnie pod Toruniem. Warszawę autostrady w ogóle omijają szerokim łukiem – ze stolicy na Wybrzeże ma się jechać... przez Łódź. W budowie autostrad – przeważnie w niełączących się w logiczną całość kawałkach – absurd goni absurd. Okazuje się, że dziś, z pomocą Unii, łatwiej o pieniądze niż o rozum. Dlatego potrzebna jest pilna publiczna debata i racjonalny ponadpartyjny plan budowy dróg.
Mamy w Polsce 404 km autostrad, niestety w dziesięciu kawałkach rozrzuconych po całym kraju. Najdłuższy ma 125 km, najkrótszy 2 km. W ubiegłym roku zbudowano całe 6 km. A w tym?
Rząd chce wprowadzić drogowy stan wyjątkowy. Radykalnie uproszczone przepisy oraz pieniądze pozyskane od obywateli za pomocą nowego podatku, zwanego opłatą winietową, mają umożliwić błyskawiczny remont dróg i budowę ponad 1,5 tys. km autostrad. W tym roku powstanie ich 6 km.
Za cztery lata będziemy mogli skorzystać z 550 km nowych autostrad, a pod koniec dekady możliwe stanie się przejechanie Polski wzdłuż i wszerz nowoczesnymi arteriami komunikacyjnymi – zapowiada wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol. Brzmi to jak bajka. Czy bajką pozostanie?
Jednymi z tych, którzy dotychczas skorzystali na planach budowy autostrad w Polsce, są archeolodzy. Dzisiaj nie kopią oni tam, gdzie chcą, ale tam, gdzie planowana jest jakaś duża inwestycja. Jesienią w Poznaniu odbyła się wystawa najciekawszych eksponatów pochodzących z budowlanych placów.
W NRD przed zjednoczeniem kursował dowcip: co oznaczają kolejne znaki drogowe, na których wypisano 80, 60, 40? Odpowiedź: na 80 metrach 60 dziur, 40 cm głębokich. W Polsce dowcip jest ciągle aktualny, we wschodniej części Niemiec już tylko na bocznych drogach. Ale kraj jest podzielony na zwolenników i przeciwników rozbudowy starych i budowy nowych autostrad, którzy wykorzystując wszelkie możliwości prawne i pozaprawne usiłują inwestycje to przyspieszyć, to znów zastopować.
Wciąż nie wiadomo, kiedy ruszy program budowy autostrad, jeśli w ogóle ruszy. Prywatni koncesjonariusze zapowiadają, że nie zabiorą się do pracy, jeśli nie dostaną pieniędzy z budżetu. Ogłoszony kilka dni temu raport NIK-u przynosi dowody niefrasobliwości urzędników państwowych odpowiedzialnych za autostradowy program.