W lipcu i wrześniu ub. roku „Polityka” (31 i 39) poświęciła dwie publikacje szykanom, którym systematycznie i od lat poddaje się polskich obywateli na austriackim przejściu granicznym w Drasenhofen. Podjęły ten wątek (z licznymi cytatami z „Polityki”) austriackie media. Cytat austriackiego celnika, przytoczony w „Polityce”: „Nie chcemy tu żadnych Polaków, także turystów”, zrobił w prasie jego kraju karierę.
W Austrii nastąpiło polityczne trzęsienie ziemi, po którym najprawdopodobniej wszystko wróci w stare koleiny. Wprawdzie FPö, populistyczna Partia Wolności Jörga Haidera, odniosła kolejny sukces wyborczy, wysuwając się na drugie miejsce, to jednak trwająca od 13 lat wielka koalicja socjaldemokratycznej SPö i chadeckiej öVP może się nadal utrzymać. I to jest właśnie główny problem: w Austrii od lat polityczna zmiana jest praktycznie niemożliwa.
Austria - po raz pierwszy - objęła 1 lipca na pół roku przewodnictwo w Unii Europejskiej. Pod austriackim przewodem będzie wprowadzona wspólna waluta europejska, strategia zwalczania bezrobocia (18 milionów ludzi w UE) i rozszerzana Unia na wschód. Na pół roku jesteśmy więc w rękach bliskich sąsiadów i dobrych znajomych.