Chińczycy mają mądre przysłowie, iż „nawet w kałuży przegląda się ocean”. Przypomniałem je sobie, obserwując ostatnio trzy wydarzenia, które wiele mówią o oceanie świata sztuki, a może też i o dużo większym oceanie naszych czasów i obyczajów.
Ostatnie spektakularne wyniki mogą zaskakiwać. W Polsce charytatywne licytacje sztuki z roku na rok tylko zyskują na rozmachu.
Dzieło Gustava Klimta sprzedano właśnie w wiedeńskim domu aukcyjnym im Kinsky. Obraz mistrza był uważany za zaginiony przez niemal sto lat.
Portal Artinfo.pl ogłosił wyniki za ubiegły rok. Wniosek? Drugi rok z rzędu obserwujemy poważne spadki na aukcjach dzieł sztuki.
Przez jednych postrzegane jako wielka spekulacyjna bańka i symbol końca świata sztuki. Przez innych – jako zapowiedź nowych porządków. Tokeny NFT podbijają także polski rynek.
Dwa aukcyjne wydarzenia zelektryzowały ostatnio miłośników sztuki: sprzedaż obrazu Andrzeja Wróblewskiego za 13,5 mln zł oraz pierwsza w Polsce licytacja dzieła w formie tokenu NFT. I oba są świadectwem fundamentalnej zmiany zachodzącej na rodzimym rynku sztuki.
Aukcyjny rynek sztuki w Polsce w swojej 30-letniej historii przeżywał hossy i bessy, mody i nagłe zwroty. Ale mniej więcej od roku po prostu staje na głowie.
Sztuka dostarcza nie tylko wspaniałych przeżyć estetycznych, może też być doskonałą lokatą kapitału. Ale inwestowanie w nią wymaga wiedzy, cierpliwości, zasobów finansowych, intuicji i odrobiny szczęścia.
W cieniu pandemii sztuka zamarła. Pozamykano muzea, odwołano wystawy. Ale rynek sztuki ma się na razie zaskakująco dobrze. Przynajmniej w Polsce.
Stary, brudny sweter, 20 postaci z brązu, Jezus sprzed 750 lat. Co je łączy? Aukcyjne rekordy osiągnięte w ostatnich dniach.