Troska o własną przyszłość, chęć wykorzystania popularności, snobizm, szukanie nowych wyzwań – różne motywy skłaniają artystów do zajęcia się biznesem. Dla jednych to tylko przelotna przygoda, dla innych wybór nowej drogi życia.
Rosyjski duet dziewczęcy Tatu manifestuje na scenie i w teledyskach skłonności lesbijskie. Britney Spears udawała do niedawna Lolitę, ale w dziedzinie estradowego uwodzenia detronizuje ją Shakira. Erotyczna prowokacja staje się nieodłącznym elementem wizerunku gwiazd muzyki popularnej.
Uchodzący za dość biedny Związek Artystów Scen Polskich stracił niefrasobliwie 9 mln zł. Nic więc dziwnego, że po ujawnieniu tej afery podejrzliwie zaczęto przyglądać się także innym stowarzyszeniom twórczym. Z czego właściwie się utrzymują?
Raz do roku znakomitości sceny i ekranu zjeżdżają na kilka dni do Międzyzdrojów, aby porozmawiać, zjeść, napić się i zadać gwiazdorskiego szyku. W tym roku największym blaskiem nieoczekiwanie zaświecił szef festiwalu, który w trakcie imprezy został ministrem kultury.
Zespół Myslovitz rusza w maju na wspólną trasę koncertową po Europie ze szkocką grupą Simple Minds. Śląscy rockmani mają szansę osiągnąć sukces, jakiego jeszcze w dziejach polskiej muzyki popularnej nie było. Choć prób podbijania Zachodu mieliśmy całkiem sporo.
Na początku czerwca 1989 r. sześciu artystów zgodnie malowało płot przed stołecznym lokalem wyborczym Solidarności na placu Konstytucji. Swą akcję nazwali „Głos przyrody na Solidarność”. Kto mógł wówczas przypuszczać, że ów gest na rzecz rodzącej się nowej rzeczywistości jest równocześnie ostatnim wspólnym działaniem Gruppy – formacji artystycznej uważanej dziś za jedną z najciekawszych twórczych manifestacji lat osiemdziesiątych.
Zarobki polskich artystów owiane są legendą. Krążą po kraju opowieści o luksusowych willach i drogich samochodach jako majątkowej normie znanych estradowców. Rzeczywistość okazuje się odległa od mitów. Faktycznie dobrze zarabia wąska czołówka, a i ta uzależniona jest od sezonowej koniunktury. Reszta orze, jak może.
Od kilkunastu lat stolicą polskiego kabaretu jest Zielona Góra. Każdy powstający tu kabaret był, jest lub będzie zwycięzcą Przeglądu Kabaretów Amatorskich PaKA, Festiwalu Osobliwości Kabaretowych FOKA, Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej FAMA, Mazurskiego Lata Kabaretowego MULATKA, Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie lub Biesiad Humoru i Satyry. Zielona Góra dzięki temu nie jest już nazywana dziurą, ale Zagłębiem Kabaretowym.
Witalij Komar i Aleksandr Melamid, dwaj rosyjscy artyści od lat zamieszkali w Stanach Zjednoczonych, pełnią we współczesnej sztuce tę samą rolę co klowni w cyrku: przedrzeźniają, ośmieszają, wykpiwają. Używają pędzla nie ku chwale malarstwa, ale by je demistyfikować, ujawnić, jak względne są wszelkie hierarchie, porządki, kryteria oceny. Balansują przy tym – trzeba przyznać, iż niezwykle sprawnie – na granicy sztuki i zgrywy, poważnego przesłania i zwykłego wygłupu. I tak od ponad trzydziestu już lat.
W naszym rodzimym zbiorze gwiazd występują wszelkie istniejące we wszechświecie formy. Mamy więc czerwone olbrzymy (namaszczone jeszcze przez komunistów), białe karły (dawniej reakcyjne, bo namaszczone przez Zachód), supernowe (wynoszone na firmament natychmiast po debiucie), pulsary (pulsujące osiągnięciami – od wybitnych po mierne), a nawet czarne dziury (trudno się dopatrzyć, by błyszczały). Najjaśniej świecą przelatujące przez nieboskłon komety.