Senatorzy ugięli się pod presją Kościoła katolickiego i odrzucili ustawę, która przyznawała kobietom prawo do usunięcia ciąży do 14. tygodnia.
Kryzysy walutowe w Argentynie i Turcji sprawiają, że po 10 latach wraca widmo kryzysu globalnego. Być może jeszcze większego, bo w międzyczasie straciliśmy poczucie ryzyka.
„W szansonetce, co tę myśl niechaj krzewi w masach, że choć trochę warto żyć w nieciekawych czasach...” – śpiewał Wojciech Młynarski. My żyjemy w ciekawych czasach, co można nawet pokazać na liczbach.
Po 12 latach rządów rodziny Kirchnerów nowym prezydentem Argentyny został były szef federalnego rządu Buenos Aires, lider centroprawicy Mauricio Macri. Po poprzedniczce odziedziczył wyhamowującą gospodarkę i rosnący dług publiczny.
Oto czarna telenowela z trupem w łazience i tysiącami widzów na ulicach. Nie wiadomo, kto i dlaczego zabił, ale w tej opowieści przeglądają się wszystkie patologie argentyńskiej polityki.
Nieczęsto się zdarza, że postaci i zdarzenia z kraju peryferii podbijają masową wyobraźnię, przykuwają uwagę na długo i na tak wielu frontach.
Pani prezydent Fernandez mówi o „zwycięskiej dekadzie” Argentyny, tymczasem wielu przepowiada krajowi kolejny wielki kryzys. I ona, i oni mogą mieć rację.
Wody odsłoniły to, co zostało z Villi Epecuén, kurortu położonego w środku argentyńskiej pampy, zatopionego w 1985 r. przez pobliskie jezioro: ruiny przeżarte solą, białe jak wysypisko kości.
Dyktatura w Argentynie nie była tak po prostu jednym z wielu reżimów wojskowych, a argentyński Kościół nie był jedynie jej milczącym aliantem.
To opowieść o wściekłym sporze między rządem a największą gazetą. Rząd łamie zasady, które sam głosi, a gazeta dopuszcza się manipulacji i działa, jakby chciała rozdawać karty w polityce. Nie ma niewinnych, ofiarami są prawda i jakość demokracji.