Koronawirus wcale się nie zatrzymał. Liczby zakażeń rosną zwłaszcza w krajach latynoamerykańskich – choć nikt tak naprawdę nie wie, ile osób tam choruje.
Chilijczycy wkrótce zdecydują o zmianach ustrojowych w swoim kraju, Argentyńczycy żądają anulowania gigantycznego długu, a Meksykanie walczą z systemową przemocą.
Choć w ostatnich tygodniach partie szeroko rozumianej lewicy zdobyły lub obroniły władzę w wielu krajach regionu, błędem byłoby ogłaszanie kontynentalnego skrętu w lewo. Zwłaszcza że prawica wciąż trzyma się mocno.
Wybory prezydenckie wygrał Alberto Fernández, centrolewicowy polityk z Partii Justycialistycznej z korzeniami w reżimie Juana Peróna. Ale prawdziwym zwycięzcą jest była dwukrotna prezydent, wracająca na salony z politycznych zaświatów.
Argentyna tonie raz, dwa razy na dekadę. Jest światową rekordzistką, gdy idzie o kryzysy, recesje, niewypłacalność. W niedzielę wybierze ekipę, która znowu będzie wyciągać ją z dna.
Sąd Najwyższy w Buenos Aires uchylił niedawno skargę kanadyjskiej grupy wydobywczej Barrick Gold Corporation. Korporacja domagała się uznania ustawy o ochronie lodowców za niekonstytucyjną.
Największe w historii tej części świata odcięcie energii elektrycznej objęło Argentynę oraz niektóre rejony Brazylii, Urugwaju i Paragwaju – łącznie prawie 60 mln osób. Powodem była przede wszystkim przestarzała sieć przesyłowa.
W latach 30. Argentyna była najważniejszym i najbogatszym krajem Ameryki Łacińskiej, latynoską Europą. Jak to się stało, że właśnie tu narodził się peronizm, prawzór wszystkich populizmów, a wraz z nim legenda Evity?
Za kilka dni do stolicy Argentyny przyjadą liderzy największych światowych gospodarek. Tymczasem lokalne władze próbują sobie poradzić z bandami kiboli, protestami alterglobalistów i możliwymi zagrożeniami terrorystycznymi.
Była prezydent Argentyny stoczy w przyszłym roku dwie walki: o powrót do władzy i o uniknięcie więzienia.