Rozmowa z Markiem Dochnalem
Są dwie sprawy Marka Dochnala. Pierwsza obejmuje przestępstwa, o które jest podejrzewany. Druga – to śledztwo prowadzone pod specjalnym politycznym nadzorem, a zwłaszcza trzyipółroczny „areszt wydobywczy”. Rzecz bez precedensu we współczesnej Europie. Przypominając „sprawę Dochnala” dajemy głos oskarżonemu, właśnie ze względu na to, co opowiada o samym przebiegu śledztwa. Bo działalność wymiaru sprawiedliwości to już nie jest sprawa Dochnala, ale wszystkich obywateli.
Marek Dochnal trafił do aresztu jeszcze w III RP, przesiedział w nim całą IV RP – i siedzi dalej. W ten sposób z symbolu brawurowej autokreacji i zuchwałego lobbingu stał się symbolem
Jak to jest: nagle, niespodziewanie, nie wiedząc za co, trafić do więzienia?
Areszt to najsurowszy środek zapobiegawczy, powinien być stosowany tylko w wyjątkowych sytuacjach. Ale w Polsce wyjątek staje się normą. Ludzi zamyka się na chybił trafił. Bez jasnych przyczyn, często bez dowodów winy. Przy okazji łamani bywają też prokuratorzy i sędziowie.
Coraz więcej adwokatów ma problemy z wymiarem sprawiedliwości. Następują spektakularne aresztowania pod ciężkimi zarzutami. Czy adwokaci częściej przekraczają cienką granicę pomiędzy lojalnością wobec klienta a przestępstwem, czy też jest to efekt walki nowej władzy z całą adwokaturą?
Kiedy na dłoniach ich mężczyzn zatrzaskują się kajdanki, najpierw są przerażone, zapłakane, świat się wali. Ale to tylko moment, po chwili już wiedzą – trzeba walczyć. Robią rzeczy, o które nigdy by same siebie nie podejrzewały.