Trzy tygodnie przebudzenia w Libii nie przyniosły rozstrzygnięcia. Nie gaśnie entuzjazm rebeliantów, ich szeregi zasila powracająca do ojczyzny libijska emigracja, ale jeśli ktokolwiek przejął inicjatywę, to lojaliści.
Muammar Kadafi jest politycznym bankrutem.
Serce mówi, że planowane sankcje nie powstrzymają przelewu krwi w Libii. Europa, Stany Zjednoczone, społeczność międzynarodowa - krótko mówiąc: ktokolwiek - powinien spieszyć z pomocą Libijczykom. Przecież strzela do nich ich własny przywódca, i to jeszcze rękami najemników.
Jest jedna sprawa, która łączy polskich polityków ponad podziałami: współpraca z Izraelem.
Rewolucja dotarła do Trypolisu. Po kilkudniowych demonstracjach antyrządowych w portowym mieście Bengazi, które do poniedziałku kosztowały życie co najmniej 233 osób, zamieszki wybuchły w stolicy Libii.
Hosni Mubarak oddał władzę. Zanim Egipcjanie wybiorą jego następcę, kraj musi przetrwać półroczne rządy generałów. Od nich zależy dziś kształt przyszłej demokracji.
W drugim co do wielkości mieście Libii, Benghazi, które bywa okazjonalnie stolicą, bo pomieszkuje tam w namiocie pułkownik Muamar Kadafi, wojsko przeszło na stronę zbuntowanej ulicy, natomiast synowie dyktatora – na stronę ojca.
Widać w Bahrajnie wpływ Egiptu, na który wpływ wywarła Tunezja.
W Egipcie minęła szansa na gwałtowną pokojową przemianę. Wielkie demokracje Zachodu nie wsparły ludowego zrywu w Kairze, bo boją się chaosu po nagłym odejściu Hosniego Mubaraka. Co przyniosą negocjacje między reżimem a opozycją?
Ogromne tłumy na kairskim Placu Wyzwolenia zaczęły wznosić okrzyk: „Egipt jest wolny!”. Wiceprezydent Omar Sulejman ogłosił w telewizji, że Hosni Mubarak – po 30 latach prezydentury – ustąpił, a władzę przejmuje egipska armia.