O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?
Jak sądzę, przytłaczająca większość Polaków z zadowoleniem i ulgą przyjęłaby fakt, że Duda przestał wygłaszać orędzia. Nie oszukujmy się, gdy robi najgroźniejsze miny, wywołuje jedynie rozbawienie i uśmiechy politowania.
Laudację rządów PiS Duda podlał sosem patriotycznym w duchu trumpizmu: chcieli uczynić Polskę znów wielką, a ich następcy – koalicja demokratów – idzie od błędu do błędu. Nad wymianą ciosów unosił się odór nadchodzącej kampanii prezydenckiej: będzie brutalną wolnoamerykanką niebiorącą jeńców.
Zbigniew Kapiński i jego dwaj koledzy twierdzą, że skutecznie uznali Dariusza Barskiego za prokuratora krajowego. Adam Bodnar uważa, że ich stanowisko nie wywołuje skutków prawnych. Jak rozwiązać ten węzeł gordyjski?
Ten przykład dokumentuje, że Andrzej Duda po prostu nie rozumie swojej roli jako strażnika praworządności. Na szczęście pozostało niewiele ponad 300 dni pobytu tego niewłaściwego człowieka na niewłaściwym miejscu.
Rozpoczęła się izraelska operacja w Libanie; Duda na balu z przyjaciółmi Putina; mało przyjemnie w temacie inflacji; Szymczyk z zarzutami za granatnik; prokurator Barski u prezydenta.
Przy Milošu Zemanie i Viktorze Orbánie Andrzej Duda może na chwilę zapomnieć, że wszędzie na świecie postrzegany jest jako niesamodzielny i nieporadny urzędnik autorytarnego dziwaka rządzącego Polską.
To zaskakujące, żeby aż tak pląsać na falach tragicznej powodzi, jak to czyni PiS. Zjednoczona Prawica najwyraźniej przyjęła rolę Patriotycznego Frontu Odrodzenia Narodowego z lat 80.
Rosja zapowiada odwet na Portugalii; fala powodziowa na Odrze mija kolejne miejscowości; Donald Trump nie zgodził się na debatę z Kamalą Harris w CNN; Iga Świątek nie będzie bronić tytułu w Pekinie; Sikorski komentuje politykę Dudy.
Na jakimś poziomie ten zagubiony, latami zdominowany przez Jarosława Kaczyńskiego prezydent „z kaprysu prezesa” budzi nawet sympatię. Ale to taka protekcjonalna sympatia, granicząca ze współczuciem dla kogoś, kto znalazł się na stanowisku, które go dramatycznie przerasta.