Lato to tradycyjnie sezon rotacji w MSZ, a lato przed wyborami aż huczy od spekulacji, kto będzie odwołany, a kto mianowany. Wystarczy nadstawić ucha.
Ambasada największego mocarstwa, co tu kryć, najbardziej szpeci stolicę. W historycznym ciągu pałacyków podłe pudło z lat 60. kompromituje Amerykę. Dlatego powstał ten pomysł.
Eurosceptycy! To dla was żer. Bruksela stolicą Polski jest. Tam pędzą rzesze polskich polityków. A miejscem ciągnącym ich jak magnes są aż trzy ambasady. Wszystkie – polskie!
U Andrzeja Wajdy w filmie „Bez znieczulenia” jest głośna scena: Roman Wilhelmi przymierza frak, bo chociaż wypadł z warszawskich układów, to koledzy na otarcie łez załatwili mu placówkę. Czasy dziś inne, ale byłemu wiceministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, który – jak się wydawało – już miał nominację w kieszeni i pakował walizkę do Brukseli, nowy minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz postawił szlaban. Pokrzyżował także plany wyjazdowe Michała Wojtczaka z poprzedniej Kancelarii Premiera i byłego posła AWS Krzysztofa Kamińskiego.
Czy w Jemenie musi być polska ambasada? Nie, na to pytanie nie odpowiem – dyrektor generalny Ministerstwa Spraw Zagranicznych Michał Radlicki, od dziesięciu lat w służbie, rozkłada szeroko ręce – urząd państwowy musi być całkowicie apolityczny. A kwestia istnienia tej czy innej ambasady nie jest sprawą urzędników. Możemy się za to zastanowić, do czego służy dziś polska dyplomacja. Jaką prowadzi „akcję zagraniczną”?
Gdyby konsul generalny Julian Bradley wziął udział w spotkaniu na piątym piętrze, gdzie eksplozję odczuto najsłabiej, byłby żył. Gdyby jego syn Jay nie dostał w ambasadzie wakacyjnej pracy, lecz wyjechał do kraju, też by żył. Zginęli jak kilku innych Amerykanów i około 240 Kenijczyków oraz 10 Tanzańczyków.