Jair Bolsonaro wciąż nie rozpędził gospodarki kraju. Rozwiązaniem ma być zamiana lasów tropikalnych w park inwestycji przemysłowych – kosztem środowiska, a coraz częściej i jego obrońców.
Człowiek wypala amazońskie lasy od tysiącleci. Tyle że kiedyś robił to znacznie rozsądniej.
Ultraprawicowy prezydent Brazylii nie ustaje w krucjacie obwiniania innych o nieszczęścia jego kraju. Wcześniej byli to przedstawiciele mniejszości seksualnych, aktywiści społeczni i światowi przywódcy, a ostatnio... Leonardo DiCaprio.
Najnowsze badania wskazują, że już za dwa lata dżungla może przestać generować wystarczająco dużo opadów deszczu, by sama się nawadniała i utrzymała obecną powierzchnię. Dla świata to katastrofa, dla Jaira Bolsonaro – czysty zysk.
Pożary nie są teraz tak rozległe jak kilka tygodni temu, ale znaczące obszary dżungli wciąż stoją w płomieniach. Ogień trawi biosferę, ale i bezcenne skarby historyczne, dowodzące obecności ludzi w tych rejonach już 11 tys. lat temu.
W ciągu ostatniej dekady zginęło ponad 300 osób walczących o ochronę lasów tropikalnych w Brazylii. Tylko 14 z tych przypadków znalazło swój finał w sądzie.
Prezydent Brazylii uniósł się honorem i odmówił przyjęcia wsparcia finansowego od liderów państw grupy G7. Tymczasem tropikalne lasy wciąż płoną – liczba tegorocznych pożarów wzrosła już do ponad 80 tys.
Pożary w amazońskiej puszczy odbiły się echem na szczycie G7. Europejscy przywódcy żądają reakcji, a prezydent Brazylii oskarża ich o neokolonializm.
Trwa najgorszy w historii okres pod względem pożarów w amazońskiej dżungli. Las pali się w rekordowym tempie – od ubiegłego czwartku zlokalizowano co najmniej 9500 pojedynczych wybuchów ognia.