Moda na poszukiwanie szlachetnie urodzonych przodków nie ominęła gospodarki. Wiele firm odkrywa, że długa i barwna historia ma wartość handlową i może stać się skuteczną bronią w walce rynkowej. Te, które w przeszłości należały do rodzin magnackich, porzucają więc swe peerelowskie znaki firmowe i wracają do herbów dawnych właścicieli. Nie obywa się to jednak bez konfliktów.
Najpierw o znakach towarowych zapomniano - dzisiaj wszyscy o nie walczą. Prywatyzując polską gospodarkę zapomniano o znakach towarowych. Przypomnieli o nich zagraniczni inwestorzy domagając się prawa do działania pod starymi szyldami i wytwarzania wyrobów pod tradycyjnymi, krajowymi markami. Dziś okazuje się, że zagmatwana sytuacja prawna słynnych polskich znaków towarowych staje się barierą w prywatyzacji. Bo co, na przykład, począć z branżą spirytusową, gdy prawa do znaków Wódka Wyborowa czy Żubrówka rości sobie kilkanaście firm?
Po tani wyrób winopodobny chętnie sięga menel, bezrobotny, student oraz dziecko. Nic dziwnego, chociaż słabszy od wódki zaledwie dwa i pół raza, kosztuje od niej ponad siedem razy taniej. Kręcioł, Mocarz lub Czar Teściowej dostępne są już w cenie batona czekoladowego.
Po pięciu miesiącach namysłu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta wydał zgodę na powstanie największego w Polsce piwnego koncernu - Żywiec SA, który będzie miał osiem browarów i kontrolował blisko 40 proc. polskiego rynku. Najwięksi krajowi rywale szykują się do podobnego ruchu. Zagraniczna konkurencja właśnie stuka do drzwi, a sprostać jej mogą tylko silni i zjednoczeni.
Ta historia przypomina scenariusz filmu kryminalnego. Są w niej pościgi i akcje komandosów, są skomplikowane problemy prawne rozstrzygane na salach sądowych i zakulisowe działania polityków. Pojawiają się tajni agenci i słynni dziennikarze. To historia wojny o polską wódkę, jaką toczą amerykańska firma Phillips Millenium Beverages z francuską Euro-Agro. Do tej pory opisali ją głównie rzecznicy jednej strony.
Zwolennicy reklamy piwa mówią, że naród będzie fizycznie i moralnie zdrowszy, jeśli zrezygnuje z wódki na rzecz lżejszego piwa. Przeciwnikom także chodzi o naród, a zwłaszcza jego przyszłość - młodzież. Dla niej piwo jest tak samo groźne. Parlamentarzystów rozgrzewa powszechnie omijany zakaz reklamy. Jedne partie (AWS, ROP) usiłują prawo uszczelnić, inne (SLD, UW) zliberalizować. W Sejmie zwyciężyła opcja druga, ale Senat ją odrzucił. Teraz piwo znów warzy Sejm. Argumenty o wpływie reklamy na spożycie są ważkie, ale nie jedyne. W tym wszystkim chodzi również o pieniądze. Co roku przepijamy 4,5 miliarda dolarów. Na rynku zrobiło się ciasno, a każdy wytwórca chciałby sprzedać więcej. Obóz piwa zaatakował więc obóz wódki. W tej walce piwo zdaje się być mocniejsze.
30 proc. sprzedaży odbiera oficjalnym, czyli koncesjonowanym, producentom wódek nielegalny import spirytusu, fikcyjny tranzyt i fikcyjny eksport. Straty Skarbu Państwa - niepobrane cło, akcyza, podatki - idą w miliardy złotych. Przemyt spirytusu jest interesem bardziej dochodowym i bezpiecznym od biznesu narkotykowego.