Są tacy, którzy z pierwszymi symptomami wiosny wpadają w panikę. Ocenia się, że alergią dotkniętych jest 30–40 proc. Polaków. To duża sztuka jakoś z tym żyć. Dla nich pora kwitnących łąk, piwnych ogródków i grilla to czas przekichany, przeduszony, przedrapany, zły.
Przybywa osób uczulonych na pożywienie, pyłki roślin, kurz, chemikalia i domowe zwierzęta. Koszmar zaczyna się wiosną i trwa przez większą część roku.
W bogatym i cywilizowanym świecie rośnie liczba alergików. Prawdopodobnie współczesny człowiek przesadził z higieną.
Słońce potrafi zabić. Tak stało się w przypadku 68-letniej Hannelore Kohl, żony byłego kanclerza Niemiec, która od siedmiu lat borykała się z ciężką alergią na światło. Nie miała już sił walczyć z nieuleczalną chorobą, postanowiła więc popełnić samobójstwo. Stało się to w pełni lata, gdy w słońcu dostrzegamy same zalety i żadnego niebezpieczeństwa.
Na niebie włoski błękit, od połowy kwietnia mamy słoneczne lato, a wokół ludzie z mokrymi nosami i czerwonymi oczami. Kichają, skarżą się na ból gardła i duszności, tu ich swędzi, tam zatyka. Jednym puchną wargi, inni mają obrzęki skóry i bolesne wysypki. „Przeziębiłem się, mam jakieś zapalenie” – charczą i połykają ogólnie dostępne leki przeciwko infekcjom, które nie odnoszą skutku.
Choroby alergiczne, choć są dziś najszybciej rozprzestrzeniającą się grupą schorzeń w Europie, nie budzą przerażenia. Nie to co groźne infekcje, choroby serca i nowotwory, wokół których łatwiej stworzyć finansowe lobby oparte na strachu przed śmiercią. W batalii o fundusze na badania i refundację leków armia alergików przegrywa. Choć jej szeregi pęcznieją z roku na rok, jest to armia dzieci i młodzieży. A kto słucha nieletnich?