Wojnę na fagi rozpoczęli z Białorusinami sowieci. Aleksandr Łukaszenka zapisał się jako jej kontynuator. Dziś Białorusini walczą o zmiany pod flagą, której on nie uznaje.
Zwolennicy Łukaszenki stanęli w sobotę 22 sierpnia przed ambasadą Białorusi w Warszawie, aby dać wyraz swoim poglądom. Sprawy przybrały niespodziewany obrót.
Jeśli strajki i demonstracje nie ustąpią, dyktator znowu spróbuje użyć siły. Tym razem należy się spodziewać, że w bardziej zorganizowany i przemyślany sposób.
Unia nie uznaje sfałszowanych wyników białoruskich wyborów, ale unika jednoznacznych ostrzeżeń wobec Rosji. Odpowiedź Europy w sprawie kryzysu nadal się wykuwa.
Gdyby Polska miała normalne relacje z Rosją, to mogłaby być negocjatorem między nią a Zachodem w sprawie transformacji Białorusi w demokrację – uważa Radosław Sikorski.
Wysłanie na granice białoruskiego wojska przypadkiem podnosi ryzyko konfliktu. A wejście wojsk rosyjskich na Białoruś byłoby dla NATO alarmem poważniejszym niż zajęcie Krymu.
Białoruska rewolucja jest pierwszym krokiem ku niezależnej Białorusi, narodzinami nowoczesnego narodu i ostatnim akordem rozpadu ZSRR. Tylko musi się udać.
Aleksandr Łukaszenka nie wie, kogo ma aresztować. Robotnicy udowodnili mu bezradność. Kobiety udowodniły bezradność OMON. A wszyscy razem pokazali bezradność systemu.
Moskwa raczej nie ma interesu w zbrojnej interwencji. Może jednak wykreować nowego lidera, zależnego od Rosji – jakiegoś człowieka Kremla, który zastąpiłby Łukaszenkę.
To była wielka demonstracja siły – choć nie pokazał jej Łukaszenka, a opozycja. Pod mińskim pomnikiem Miasta Bohatera zebrało się ok. 200 tys. ludzi, największe zgromadzenie w historii Białorusi.