Unia ma problem: czy przystać na proklamowanie państwa kosowskich Albańczyków, na wymuszoną zmianę granic Serbii i oderwanie części jej terytorium. Albańczycy są zdesperowani, Serbowie
W listopadzie zamieszkane w większości przez Albańczyków Kosowo zamierza ogłosić niepodległość. Rzecz to niezwykła i zachęta do separatyzmu, który w jednoczącej się Europie nie stracił wigoru.
Czy sprawa Kosowa wywoła kolejny konflikt na Bałkanach? Mimo zapowiedzi, o przyszłości tej serbskiej prowincji nie rozmawiano podczas niedawnego szczytu prezydentów Busha i Putina. Obie strony nie zamierzają zmieniać poglądów. Również w Belgradzie i Prisztinie nie widać śladu kompromisu.
Ten jeden z najbiedniejszych krajów w Europie podpisał właśnie układ stowarzyszeniowy z Unią Europejską, który otwiera mu drogę do przyszłego członkostwa we Wspólnocie.
W czerwcu 150-osobowy parlament Albanii wybierze nowego prezydenta. Kandydatów do przejęcia fotela po Rexhepie Mejdanim jest kilku i na razie trudno wskazać zdecydowanego lidera. Albańczycy wątpią też, czy wybór nowego prezydenta poprawi dramatyczną sytuację najbiedniejszego kraju Europy.
Na pozór trudno o wyraźniejszy kontrast. Macedonia chwieje się nad krawędzią prawdziwej wojny domowej między słowiańskimi Macedończykami i Albańczykami. W Kosowie opinia międzynarodowa coraz wyraźniej sprzyja Serbom. W sąsiedniej Albanii odbywają się dziesiąte w ciągu dziesięciu lat po obaleniu komunizmu wybory, ale pierwsze prawie spokojne. W tle – i tu, i tam – mamy albańską mafię.
„Wielka Albania” dla Albańczyków brzmi dumnie. Dla Serbów czy Macedończyków jest straszakiem: boją się, że terytorialne roszczenia sąsiadów nigdy nie będą miały końca. Albania jest tam, gdzie są Albańczycy; dziś walczą o Kosowo i zachodnią Macedonię, jutro ich bojówki zaatakują Czarnogórę, pojutrze Grecję?
Historia dwóch przyjaciółek od dzieciństwa z jednego osiedla w kosowskiej Prisztinie. Gordana jest Serbką, a Jehona Albanką. Rozłączyła je serbsko-albańska waśń narodowa. Gdy się znów spotkały, uścisnęły się bez słowa.
O Albanii i Albańczykach głośno dziś na świecie. Mało kto natomiast pamięta, że ten "zapomniany przez Boga i historię" niewielki kraj w szczytowym momencie zimnej wojny był ważnym polem starcia między Zachodem a blokiem komunistycznym. Na przełomie lat 40. i 50. amerykańskie i brytyjskie służby specjalne usiłowały obalić reżim Envera Hodży, w powodzeniu tego przedsięwzięcia widząc klucz do odzyskania inicjatywy w globalnej rozgrywce z Moskwą.
Cóż za gratka dla miłośników paradoksów. Wygląda na to, że Albania najwięcej zyska na dziesięcioletnim bałkańskim konflikcie. Wygra nieuleczalnie chory człowiek Europy, państwo istniejące tylko z nazwy, dzikie pola rządzone przez rozmaite mafie i gangi, raj przemytników i wszelakiej maści podejrzanych indywiduów, w dodatku ostatnio dotknięty katastrofą największej, po II wojnie na kontynencie, fali uchodźców.