W telewizji idzie reklama, chwalona już zresztą w poświęconej mediom rubryce "Polityki". Aktor pije kawę. "Pedro´s?" - pyta ktoś zza jego pleców. "Nie, Gajos" - pada odpowiedź. Sens tej scenki zdaje się głębszy, niż to wymyślił rzutki copywriter. Naprawdę nie jest ważne, jaką kawę pije, jakim samochodem jeździ i gdzie wpłaca składki artysta. Ważne jest to, kim jest on sam, jaki ma stosunek do świata, co ma do powiedzenia, w jakiej sprawie przyciąga naszą uwagę i zabiera nam czas. Czy chce mu się o coś bić, upominać, czy też woli płynąć niesiony prądem od sukcesu do sukcesu i od kasy do kasy? Czy sprzedał całego siebie producentowi kawy, samochodowym i emerytalnym koncernom, czy też zostawił sobie i nam, odbiorcom, coś własnego istotnego, pięknego, mądrego? Coś, za co sprzedawanie się pięknym przedmiotom i ich producentom będzie można mu wybaczyć. Spisywane tu - po raz siódmy już - uwagi nie są, powtarzam to co roku, tabelą ligową sukcesów czy porażek ludzi polskiej sceny. Są garścią myśli na temat aktorskich losów, na które zwykle nie ma w trakcie sezonu czasu ani miejsca.Dziewięćdziesięcioletni Zdzisław Mrożewski, odznaczany ostatnio w prezydenckim pałacu, dziękując za zaszczyt, powiedział parę słów o chwilach goryczy, jakie mu jego zawód niejednokrotnie przynosił. Dość dalekie to słowa od sztampy sztucznych uśmiechów znanych choćby z wręczania międzynarodowych nagród. I chyba prawdziwsze. Warto o tym pomyśleć, mącąc sobie na parę chwil letni relaks.
Wieczorem obok ustawionych w Międzyzdrojach w okolicach mola automatów telefonicznych można było usłyszeć podekscytowane głosy wczasowiczów dzwoniących do domu: "Widziałam dzisiaj z bliska Czarka Pazurę, a jutro ma przyjechać Boguś Linda!"
W połowie lutego Kazimierz Kutz, jeden z najciekawszych reżyserów polskiego kina, kończy lat 70. Artysta uczci swój jubileusz książką "Klapsy i ścinki. Alfabet filmowy i nie tylko", w której znajdą się sylwetki aktorów, reżyserów, polityków, sportowców oraz krewnych i znajomych. Wybraliśmy z alfabetu Kutza sylwetki artystów, którzy zwyciężyli w ankiecie "Polityki" na najwybitniejszych aktorów stulecia. Całość ukaże się w lutym nakładem wydawnictwa Znak.
Podczas zakończonego właśnie Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni mówiono o wartościach. Przez pozostałą część roku mówi się głównie o pieniądzach. W polskim kinie można już dziś nieźle zarobić. Najwięcej zarabiają obecnie aktorzy, specjaliści od ról bardzo męskich w filmach akcji, dalej są aktorki, następnie operatorzy. Reżyserzy zazdroszczą czasem honorariów nawet oświetleniowcom.
Zaiste królewski prezent ofiarowali przed paroma tygodniami środowisku teatralnemu uczestnicy ankiety "Polityki", mającej na celu wyłonienie najwybitniejszych aktorów XX wieku. Wielu obserwatorów żywiło obawy co do jej wyników, no i mamy się czego wstydzić, my, ludzie małej wiary. Uhonorowanie Tadeusza Łomnickiego i Gustawa Holoubka z jednej strony, bardzo dalekie miejsca gwiazdek trafnie ochrzczonych "pin up actors" z drugiej, wyraźnie określiło preferencje miłośników teatru. Okazało się, że kiedy przychodzi do poważnej weryfikacji, liczy się artyzm - nie tania popularność, ambitnie stawiana poprzeczka - nie odcinanie kuponów od raz zdobytej sławy, oryginalność - nie podporządkowanie się schematom, poważne traktowanie sztuki - nie gaworzenie byle czego w żurnalach dla kucharek.Proszę przyjąć jako skromny suplement do sumującej stulecie ankiety ten coroczny, szósty już "subiektywny spis", obejmujący sezon 1997/1998 w teatrach dramatycznych i teatrze telewizji. Nie idzie w nim, co nieodmiennie podkreślam, o jakąkolwiek "ligę". Notuję spostrzeżenia dotyczące poszczególnych dokonań aktorskich: zwycięstw i porażek, kłaniam się mistrzom, cieszę się z debiutów. Próbuję też dostrzec artystów, zasługujących umiejętnościami i rzetelnością na większy niż dotychczas rozgłos.
Aktorka Joanna Szczepkowska powiedziała, że czuje się w Międzyzdrojach jak wędlina za komuny, co jest porównaniem czytelnym jedynie dla osób pamiętających tamte czasy. Najprościej mówiąc, wędlina był to towar bardzo pożądany, ale mało dostępny. Tak samo jak artyści dla fanów koczujących nieustannie przed hotelem Amber Baltic; no, może jednak trochę mniej, artyści nie są bowiem jeszcze na kartki.
Krajowy Urząd Pracy podaje, że w ubiegłym roku na zasiłku dla bezrobotnych było dwunastu lalkarzy, osiemnastu aktorów dramatycznych, czternastu aktorów estradowych, pięciu filmowych i trzech pantomimicznych. Nie znaczy to, że wszyscy pozostali mają pracę. W ogóle w tej branży typowe kategorie określające stosunek do pracy zawodzą: są bowiem aktorzy bez etatu stale bardzo zajęci i tacy, którzy mają stałe zatrudnienie, a od wielu sezonów nie stali na scenie. Oczywiście, w najgorszej sytuacji są ci, którzy nie mają ani etatu, ani pracy.