Budujący z zachodnią pomocą od 20 lat demokrację Afganistan zawalił się w 10 dni. A sceny z lotniska w Kabulu trafią do wielkiej księgi symboli, jak wcześniej ewakuacja Sajgonu i płonące wieże Nowego Jorku. Jak mogło się stać to, co się stało?
Nie mam już pracy, kręgu przyjaciół, domu, ojczyzny. Czeka nas czarna przyszłość – mówią Afganki. Jak wygląda sytuacja w Afganistanie po upadku rządu Aszrafa Ghaniego i wejściu talibów do Kabulu?
Nikt nie kwestionuje, że reżim Łukaszenki usiłuje zaatakować Polskę i Litwę przy użyciu uchodźców. Problem mamy nie z diagnozą, ale z praktyką. Ludzie dobrej woli robią dziś to, czego nie robi ani rząd, ani prezydent Duda, ani biskupi: w nienormalnej sytuacji zachowują się przyzwoicie.
Miliardy dolarów, lata okupacji, setki tysięcy ofiar i upokarzająca klęska na koniec. Czy amerykańskie wojny w Afganistanie i Wietnamie można porównywać?
Od wkroczenia talibów do Kabulu minęło kilka dni, w samym Afganistanie wciąż toczą się negocjacje na temat przyszłości kraju, ale rząd PiS już wie, co czeka Europę i Polskę: napływ uchodźców, przed którymi trzeba się obronić.
Zachodnie wojska okopane na lotnisku w Kabulu nadzorują ewakuację tysięcy Afgańczyków uciekających przed rządami talibów. Do Afganistanu leci również polska jednostka GROM.
W podlaskiej wsi Usnarz Górny w pasie granicznym koczują uchodźcy. To tylko jedna z wielu dramatycznych sytuacji, do których od kilku tygodni dochodzi między Polską i Białorusią.
Talibowie coraz częściej podkreślają, jak mocno się zmienili; na każdym kroku mówią, że chcą „inkluzywnego” rządu. Czy to jeszcze propaganda, czy już polityka?
Aby Afgańczykom udało się dotrzeć do Europy, muszą przekroczyć wiele granic. Z wyjątkiem szlaku białoruskiego, obsługiwanego przez naganiaczy Łukaszenki, będą mieli znacznie trudniej niż kilka lat temu.
Blitzkrieg, zaskoczenie, implozja – to słowa używane na określenie zaledwie dziewięciu dni, jakie potrzebne były talibom na zdobycie całego Afganistanu, łącznie ze stolicą Kabulem.