Wyrok, jaki zapadł w sprawie Marka Falenty i innych, jest precedensowy, bo sąd orzekł wyższą karę, niż chciał prokurator. Ale to jeszcze nie koniec, a jedynie pierwsza odsłona procesu.
Prokuratura uznała, że funkcjonariusze policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych nie popełnili przestępstwa i nie przekroczyli uprawnień, prowadząc swoje czynności dotyczące afery podsłuchowej.
Wiadomość poszła w świat: policja podsłuchiwała dziennikarzy. Wszyscy krzyczą, że jeżeli to prawda, mamy megaskandal. No właśnie – jeżeli to prawda.
Jeszcze z dwa miesiące żonglowania taśmami i wszyscy będą ugotowani. Tym razem rykoszetem oberwał wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak.
Zbigniew S. opublikował akta afery podsłuchowej. W udostępnionych materiałach są zeznania świadków, m.in. Jana Kulczyka oraz Pawła Wojtunika. Koordynator służb specjalnych Jacek Cichocki mówi, że to największy wyciek w historii polskiej prokuratury.
Nowa odsłona afery podsłuchowej: zeznania wyciekły, spekulacje ożyły, skandale wybuchły. Jedno nie jest jasne – kto jest celem tej akcji, a kto celuje.
Przecieki, wycieki, kontrolowane donosy. Kelnerzy zeznają, media ujawniają. W atmosferze jak z magla publiczność dostaje wrzutkę i ma wrażenie, że kurtyna poszła w górę, wszystko jest już jawne.
Premier, który obiecał, że po wakacjach wszystko będzie wyjaśnione, jedzie do Brukseli. Minister, któremu szef rządu powierzył misję doprowadzenia sprawy do końca, przestał być ministrem. A sprawa końca nie ma.
Trudno powiedzieć, by to było, ot tak, poszukiwanie prawdziwych przestępców – mówił były minister sprawiedliwości w Poranku Radia TOK FM.
Zwolennicy partii rządzącej kupili najwyraźniej Tuskowe „Polacy, nic się nie stało”. Jarosław Kaczyński nie mógł liczyć na to, że wyborcy Platformy zakochają się nagle w PiS.