W Piasecznie pod Warszawą rusza pierwsze w Polsce oficjalne centrum pośrednictwa matek-surogatek. Cena od 30 do 45 tys. zł za dzieło, czyli urodzenie dziecka. Ale można negocjować. I na tym się mniej więcej kończy profesjonalizm biura.
Pierwsza ciocia zastępcza mówiła, że jestem nieukiem, więc musi mnie oddać z powrotem do domu dziecka. Druga, że nie da mi jeść, bo nie umiem matematyki. Moim marzeniem jest nie wrócić do trzeciej cioci.
Dzieci z sierocińca moczą się, wyrywają sobie z głowy włos po włosku, wymiotują, kiwają się – mają choroby sierocej objawy standardowe i jeszcze sto innych, nietypowych. Ale sierotą duchowym – jak nazywają to familiolodzy – można stać się także w rodzinie.
Z adopcją jest jak ze ślubem: na mocy urzędowej decyzji obcy sobie ludzie zaczynają żyć razem, tworzyć rodzinę i jest nadzieja, że będą szczęśliwi. I, jak po ślubie, różnie bywa. Też się czasem nie udaje. Można powiedzieć: zdarza się to i w rodzicielstwie, w którym dziecko i rodziców łączą więzy krwi. Ale, jak policzono na świecie, nie udaje się jedna adopcja na pięć. Czy to mało, czy dużo? Nie w tym rzecz. To zawsze tragedia.
Zawodowy rodzic opowiada: najłatwiejszy jest niemowlak ze zrzeczenia (porzucony po porodzie). Najtrudniejsze dziecko, które już chodzi, mówi i jest z interwencji (zabrane z meliny). Takie dziecko woła: mamo, tato. Takie dziecko, chociaż nie powinno, zapuszcza u zawodowego rodzica korzenie.
Od dziewięciu lat rolnik Jan Bednarek walczy o dziecko. Wariat – o nim mówią, degenerat. Ale Celinka jest jego biologiczną córką, zaś sposób, w jaki dziecko oddano do adopcji, budzi wątpliwości.
Najgorsze, co może spotkać człowieka w dzieciństwie, lecz także i potem – to niczyjość. Nieprzypisanie. Sterczenie w życiu jak samotny kołek wbity w ziemię na środku pola, całkowicie nielogicznie. Bo czemu ma taki kołek służyć?
Zagraniczni rodzice, którzy decydują się adoptować dzieci w Polsce, żałują czasem, że nie wybrali Wietnamu albo Ekwadoru. Może adopcja potoczyłaby się sprawniej. A że tam trzeba zapłacić za dziecko? W Polsce również, i to całkiem sporo. Autorka, zatrudniona jako tłumaczka, towarzyszyła francuskiemu małżeństwu w ich perypetiach.
Zdarzenie, jedno z coraz częściej obiegających prasę, pijany mężczyzna omal na śmierć zakatował dziecko. Jedno z niewielu, które miało szczęśliwy epilog: otworzyło czworgu dzieciom drogę do szczęśliwszego życia.