W systemie adopcyjnym szykuje się rewolucja. Prawie połowa ośrodków zajmujących się przysposabianiem sierot społecznych przez nowe rodziny zostanie rozwiązana.
Naprawdę niewiele wiemy o sprawie 5-letniego chłopca odebranego matce siłą przez policję. Rozemocjonowane media piszą o ojcu potworze, który przez długotrwałe gnębienie rodziny najpierw doprowadził swojego syna do ciężkich zaburzeń psychicznych, a potem, wywierając presję na sąd, wyrwał chłopca matce, porwał i uprowadził w nieznane miejsce.
Każda z nich podjęła decyzję: nim umrę, chcę znaleźć nowych rodziców dla moich dzieci.
Półtora miliona małżeństw w Niemczech nie może doczekać się potomstwa. Zaś adoptowanie dziecka jest niezwykle trudne.
Domy dziecka, choć szkodliwe dla podopiecznych i piekielnie drogie, mają się świetnie. Przyjmują nadal tysiące dzieci. Na ratunek tym, które tam jeszcze nie trafiły, ma pospieszyć asystent rodzinny.
W lipcu 1944 r. setka małych dzieci z Warszawy wyjeżdża na letnisko do Stoczka Łukowskiego. Kiedy wybucha powstanie, nie mają dokąd wracać. W ich życiu zaczyna się dramatyczny epizod, którego skutki dają o sobie znać przez wiele lat.
W Polsce biologiczna matka ma prawo sama znaleźć rodziców dla dziecka, którego nie może i nie chce wychowywać. To adopcja ze wskazaniem. Niektórzy twierdzą, że to zwykły handel dziećmi.
Do narodzin syna Paweł Solorz przygotowywał się dziewięć miesięcy. Odebrano mu go w dwadzieścia minut.
Wbrew kampanii reklamowej, jaką pisma kolorowe robią adopcjom dzieci z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej, jest to decyzja trudna. I nie zawsze słuszna.
Wbrew kampanii reklamowej, jaką pisma kolorowe robią adopcjom dzieci z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej, jest to decyzja trudna. I nie zawsze słuszna.