Szef ABW to w najwyższym stopniu osoba publicznego zaufania. Skoro decyduje się pełnić taką funkcję, musi być poza wszelkim podejrzeniem.
Sejm jednogłośnie (nikt się nie wstrzymał i nikt nie był przeciw) znowelizował kodeks postępowania karnego w zakresie stosowania podsłuchów. Zmiany są kosmetyczne, ale to i tak rewolucja w przepisach dotyczących tzw. kontroli operacyjnej.
Jako jeden z wymienionych przez „Gazetę Wyborczą” dziennikarzy inwigilowanych w czasach IV RP niniejszym oświadczam, iż oczywistą oczywistością jest, że dziennikarzy nie należy podsłuchiwać.
Czym się różni państwo policyjne od państwa prawa, jeżeli i w jednym, i w drugim podsłuchuje się obywateli, sprawdza skrzynki e-mailowe i otwiera listy?
Piotrowi Kownackiemu, byłemu szefowi Kancelarii Prezydenta, prokuratura postawiła zarzut ujawnienia tajemnicy służbowej. Sprawa jest jednak znacznie poważniejsza. Dotyczy dziennikarzy i wystawiania przez nich do wiatru własnych źródeł informacji. A Kownacki jest w niej tylko ofiarą.
Spór ABW z BBN to kolejna odsłona niszczącego konfliktu między instytucjami państwowymi. Zapewne nie pomoże w wyjaśnieniu przyczyn wrześniowej katastrofy w kopalni „Wujek-Śląsk”, za to doprowadzi do dalszego spadku zaufania wobec państwa.
Mamy w Polsce 12 różnych służb specjalnych, kosztują nas rocznie grubo ponad miliard zł. Zatrudniają 10 tys. funkcjonariuszy. Nie licząc agentów. Po co nam to?
Dlaczego po dwóch latach śledztwa prokuratury i roku prac sejmowej komisji śledczej wciąż niewiele wiadomo?
To jest państwo policyjne, służby specjalne działają na polityczne zamówienie. Takie opinie padały po przeszukaniach na zlecenie prokuratury m.in. w mieszkaniach członków komisji weryfikacyjnej WSI Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka oraz po postawieniu zarzutów korupcyjnych byłemu oficerowi służb specjalnych PRL i dziennikarzowi związanemu z tygodnikiem „Wprost” i telewizją publiczną.
Są dwie sprawy Marka Dochnala. Pierwsza obejmuje przestępstwa, o które jest podejrzewany. Druga – to śledztwo prowadzone pod specjalnym politycznym nadzorem, a zwłaszcza trzyipółroczny „areszt wydobywczy”. Rzecz bez precedensu we współczesnej Europie. Przypominając „sprawę Dochnala” dajemy głos oskarżonemu, właśnie ze względu na to, co opowiada o samym przebiegu śledztwa. Bo działalność wymiaru sprawiedliwości to już nie jest sprawa Dochnala, ale wszystkich obywateli.