Pierwszy raz od niepamiętnych czasów zgadzam się z rzecznikiem Kremla i jego propagandową tubą, czyli serwisem Sputnik. Zamach na czeczeńskiego uciekiniera w Warszawie to problem Polski.
Podobno Mariusz Kamiński walczył do końca, ale nie udało mu się obronić najbliższego współpracownika. Wraz z odejściem Ernesta Bejdy z CBA maleją wpływy „super-Maria” w służbie, którą razem zakładali. A nowy szef ściąga na nią nowe kłopoty.
Służby specjalne potrafią zaskakiwać niekonwencjonalnymi operacjami. Ale żeby oficerowie w poszukiwaniu haków na figuranta badali, czy zapłacił on rachunek (w wysokości 54,50 zł) za taksówkę? Tego jeszcze nie było.
Zatrzymanie podejrzewanych o szpiegowską współpracę dyrektora z polskiego oddziału Huawei oraz byłego oficera ABW może być częścią większej układanki. A na pewno jest częścią szerszego zjawiska.
Rozmowa z byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofem Bondarykiem o samolikwidacji polskich służb specjalnych w czasach wielkiej aktywności służb rosyjskich.
Były szef ABW gen. Krzysztof Bondaryk dostał zarzut przekroczenia uprawnień. Bardziej podejrzane są jednak obecne służby prokuratorsko-śledcze – o przekraczanie granic prawa i polowanie na przeciwników.
Będzie proces o szpiegostwo. Taki zarzut dostał polityk, a więc sprawa jest szczególna. I być może na niej właśnie będziemy testować, gdzie są granice pojęcia szpiegowania w czasach fake newsów.
O służbach specjalnych mówi się, że to oczy i uszy państwa. Nie jest dobrze, kiedy służby mają zeza, a słuch wyczulony jedynie na niektóre odgłosy.
Źle, że czas płynie, a właściwie nic o sprawie rzekomego podsłuchiwania premiera nie wiemy. Trudno uwierzyć, by zakrojone na tak szeroką skalę przedsięwzięcie organizowała jedna osoba, jakiś podejrzany biznesmen drugiego sortu.
ABW po ostatniej publikacji „Gazety Wyborczej” stała się głównym podejrzanym w aferze taśmowej.